wtorek, 20 sierpnia 2013

dziesięć " bo wszystko ma byc juz dobrze."



"Daj mi miłość jak nigdy przedtem
Ponieważ ostatnio pragnę jej jeszcze bardziej
Minęło trochę czasu, a ja wciąż czuję to samo
Może powinienem pozwolić Ci odjeść
Ty wiesz, że wywalczę swój kąt
I dziś do Ciebie zadzwonię
Po tym jak moja krew zatonie w alkoholu
Nie, ja tylko chcę Cię trzymać"


               Nie mrawo potarł dłońmi twarz, by pobudzić jej komórki do porannego ruchu. Z kolan zrzucił jeszcze rozłożony koc i rozejrzał się spokojnie po swoim mieszkaniu. Krótką chwilę zastanawiał się co robił ostatnią noc, dlaczego właściwie spędził ją na kanapie. Para butów i damska kurtka uświadomiły mu co robił, jak wiele wydarzyło się ostatniej nocy. Przez delikatnie uchylone drzwi jego własnej sypialni, zajrzał do jej wnętrza. Burza czarnych włosów opadała delikatnie na kaszmirową poduszkę. Dziewczyna spoczywała wyraźnie śpiąc na jego łóżku z lekkim uśmiechem na ustach. Śniło jej się wyraźnie coś miłego. Do niego powróciła fala wspomnień ostatniego wieczoru. Pamiętał że to on zaniósł ją właśnie tam gdy zasnęła na jego ramieniu, poprzedniego wieczora. Przypomniał sobie jak wiele rozmawiali, jak bardzo dużo opowiadali o sobie. Przypomniał sobie uczucie które w nim obudziło się na nowo, na nowo zakochiwał się w brunetce, właśnie tej brązowookiej brunetce, która spoczywała na jego kaszmirowej pościeli. Nie budził jej, delikatnie wycofał się z sypialni i korytarza, a kroki skierował do przestronnej kuchni. Zajął się śniadaniem, a myślami znów był tylko przy niej.
    Przygotował to co uwielbiała zawsze w jego wykonaniu. Gdy lekko zaspana stanęła w progu kuchni, nie pozwolił jej długo się zastanawiać. Pociągnął delikatnie za dłoń i posadził przy nie dużym szklanym stole, już wcześniej z przygotowanymi talerzami. Obok niej postawił kubek z aromatycznie pachnąca mocną kawą, a przed nosem zapachniały jej smakowicie wyglądające naleśniki. Spojrzała na niego zaskoczona a on nic nie odpowiedział, zachęcająco uśmiechnął się i usiadł na przeciw. Nim się obejrzała na jej talerzu nie było już nic. Odstawiła swój talerz i zamoczyła swoje malinowe usta w ciemnej aromatycznej cieczy, łagodząc gardło jej smakiem. Uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela i oparła twarz na dłoniach przyglądając się mu, przy tym lekko go pesząc.
    - Coś się stało? Ubrudziłem się? - delikatnie ociera usta.
    - Nie. - brunetka odpowiada z uśmiechem.
    - To dlaczego tak mocno mi się przyglądasz?
     - Tak po prostu. Boo,, tęskniłam za tym. - uśmiecha się bardziej nieśmiało a wzrok
    - Za przyglądaniem się mi? - pyta z uśmiechem.
    - Nie, za tym wszystkim. Za wspólnym śniadaniem, za Twoją mocną kawą, po prostu za Tobą Tom. - wstaje od stołu bo wie że palnęła głupotę, za bardzo otworzyła się i serce samo pokierowało jej myślami. Bo właśnie myślała teraz tylko o nim, o tym jak bardzo tęskniła i jak wiele radości dało jej to że znów był obok. Bo zapomniała o pustce, o braku miłości, o Thomasie którego zraniła. W końcu w jej życiu było dobrze.Mimo że był tylko przyjacielem, dla niej to już było wiele.
    - Malin, - zatrzymał ją łapiąc za nadgarstek. - Mówiąc wczoraj ze tęskniłem, ja na prawdę nie potrafiłem zapomnieć o Tobie. - odwraca ją delikatnie w swoją stronę. - W tedy, tam w Austrii, gdy widziałem Cię w tej przepięknej białej sukni, taką piękną. - przerwał na chwilę widząc pojedynczą łze na jej policzku. Starł ją kciukiem a dłońmi ujął jej twarz tak by spojrzała na niego. - Malin ja myślałem że Cie straciłem, nie wiedziałem co robić, jednak wiedziałem że wciąż Cię kocham. Malin nadal to robię, nadal Cię kocham. - Zobaczył kolejne łzy, które tym razem delikatnie musnął ustami, każdą pojedynczą i kolejną wypływającą spod jej długich ciemnych rzęs.
    Ona stała sparaliżowana jego dotykiem, jego drobnymi pocałunkami. Układała w głowie wszystko to co powiedział, to jak tęsknił, jak wciąż mocno ją kochał. Delikatnie wyprostowała się, czym przerwała jego pocałunki. Spojrzał na nią badawczo prostując się i górując nad nią wzrokiem. Był wyższy o głowę od niej, nie zauważała tego nigdy, nie przeszkadzało jej to. Wspięła się na palce i z zaciśniętymi powiekami musnęła jego usta, zatapiając ich usta w jednym długim pocałunku. Opadła po chwili zamknięta w jego mocnym uścisku, z głową przywartą do jego klatki piersiowej, słuchała bicia jego serca.
    - Nigdy Cię nie opuszczę Malin, obiecuje. - usłyszała cichy szept gdzieś nad uchem, a po jej policzkach spłynęły kolejne zły, tym razem łzy szczęścia.

_______________________________
Po tej długiej przerwie powracam z czymś nowym, z nowym początkiem ich wspólnym!
Mam nadzieję że jeszcze ktoś o mnie pamięta i zostawi po sobie ślad ;)
Pozdrawiam,
 Metka. ♥

czwartek, 20 czerwca 2013

dziewieć " nadzieja powraca zawsze"


"Straciłem moje serce i mam nadzieję, że umrę
Widzę to światło słoneczne w twoich oczach
Byliśmy na nogach całą noc, ale wciąż dla mnie wyglądasz niesamowicie
Tak, przez połowę nocy tylko o czymś śniłaś
Jeśli Bóg zstąpił to mógłby mnie teraz zabrać ze sobą
Bo w moich myślach, tak zawsze tam będziemy"


          Nadzieja zadomowiła się w jego sercu, bo ona sprawiła że znów chciał żyć.Była i to wystarczało w całości. A kilka chwil rozmowy było spełnieniem jego największych pragnień. Początkowo obydwoje nieśmiało opowiadali o tym co u nich słychać, wciąż omijając niemiły temat trzynastego lipca. On bał się pytać, a ona nie chciała o tym opowiadać. Ważna była teraz ta chwila, to krótkie niespodziewana spotkanie które przerodziło się w długie przegadane godziny. Było im dobrze, ze sobą , w swoim towarzystwie. Ta chwila uświadomiła, że brakowało mu jej obecności bardziej niż powietrza. A ona, ona zaczęła rozumiem czego w jej życiu przez te cztery lata tak na prawdę nie było, za czym tęskniła. Bo brakowało jej własnie jego towarzystwa, blond czupryny i ukochanego uśmiechu w którym zawsze zatracała się.
    Bardal wciąż uśmiechnięty po 15 minutach widząc, że jest dobrze, opuścił przytulną restaurację. Wiedział że kolejnego dnia będzie znał najmniejszy szczegół ich spotkania, nie miał więc wyrzutów opuszczając przyjaciela. Nie mylił się, jego sen tego dnia nie trwał długo. Równo o 7:00, do drzwi jego mieszkania rozległo się głośnie pukanie, które trwało nieustannie. Niechętnie wstał a do mieszkania jak torpeda wpadł uradowany przyjaciel. Nie pytając o nic ruszył do kuchni by zaparzyć mocnej kawy. Wiedział ze czeka go długa rozmowa, a raczej długie wysłuchiwanie opowiadań uśmiechniętego blondyna.
        Ona nie mogła spać. Po dwu godzinnej rozmowie była szczęśliwa jak nigdy. Sama nie rozumiała jeszcze dlaczego tak jest. Ale w końcu poczuła że w jej życiu jest jeszcze jakaś nadzieja na lepszą przyszłość. Kolejne dni nie były puste, a godziny odliczała tylko do spotkania z nim. A widywali się prawie codziennie. W tej samej kawiarni, o tej samej godzinie, przy tym samym stoliku. Miejsce to stało się ich talizmanem, wizją na lepsze przyszłość.
    Ich spotkania przerodziły się w wieczorne spacery, na których ich wspólne tematy nie kończyły się. Jeśli zapadała cisza nie była ona wcale uciążliwa, mieli czas na przemyślenia, na poukładanie sobie wszystkich myśli które kotłowały się w ich głowach. Każdego wieczora poznawali się na nowo. Mimo tylu lat spędzonych razem, żyjąc obok siebie każdego dnia poznawali się od nowa. Każde wypowiedziane słowa było zapamiętywane przez nich z drobnymi szczegółami.
    Cisza zapadła i tego wieczoru. Ta miła cisza. Oświetlone ulice Lillehammer zachęcały do zwiedzania tego przepięknego miasta, dla nich była to idealna pora. Przystanęli przy oświetlonej skoczni która czarowała ich swoim widokiem. Nieśmiało przysunął się bliżej niej, delikatnie muskając jej dłoń. Nie cofnęła się, bała się każdego ruchu z jego strony, lecz w głębi duszy chciała tego, pragnęła jego bliskości. On też pragnął by w końcu ją przytulić, objąć i powiedzieć że tak mocno tęsknił, że nigdy nie zapomniał. Wieczór ten był ważnym wieczorem. Odważył się na krok który zaważył nad wszystkim. Delikatnie objął ja ramieniem w tali i delikatnie przysunął do siebie. Uśmiechnęła się nieśmiało opierając głowę na jego ramieniu, wciąż podziwiając cudowny obraz malowniczej skoczni. Delikatnie musnął jej czoło i wzmocnił uścisk.
- Tęskniłem! Zawsze...

_______________________________________
Przepraszam! 
Za wszystko, za te okropne zaległości których już się po woli pozbywam!
Przede wszystkim przepraszam Lucy i Man bo moje zaległości u nich sięgają zenitu! 
PRZEPRASZAM WAS! 
Mam nadzieje ze po tak długiej przerwie jeszcze ktoś tu będzie! ;))
Pozdrawiam,
Metka ♥ 

poniedziałek, 27 maja 2013

Osiem: " Z kazdym dniem było trudniej"



Po prostu mnie zawołaj
Jeśli kiedykolwiek nasze drogi się spotkają
Chcę, byś pociągnęła mnie
Pod te ściemniające się nieba
Kogokolwiek teraz kochasz
Kogokolwiek całujesz
Tego, który jest między nami
Jestem gotów pominąć


           Nikt nigdy nie obiecywał jej że będzie prosto. Że przez ten długi czas jaki spędziła w Austrii zapomni już na dobre, ale jednak ona ciągle się łudziła. Żyła marzeniami o szczęśliwym życiu lecz podświadomie myśląc o nim, że to dla niego żyje i przez resztę swoich dni chce być z nim. Jednak skutecznie tą myśl wykorzeniała ze swojej głowy, zastępując ją coraz to bardziej zakochanym Thomasem. Jednak nigdy to nie pomogło. On w ostatnim czasie wydawał się godzić z rolą przyjaciela jaka mu przypadła, nie obwiniał jej za to. Dzwonił codziennie, był wspierał i pomagał, ale w jego głosie wciąż była ta odrobina nadziej której ona nie potrafiła zabić do końca. Może i nie chciała, była mu to winna, mimo wszystko chciała dać mu trochę szczęścia.
    Wiosenne dni w Lillehammer pomału zapełniały się słońcem a temperatura wahała się już w wyższych stopniach. Poczuła wreszcie że odżywa, że wraz ze słońcem wraca chęć życia ale również chęć do rozmowy. Bo musiała w końcu zdecydować się na rozmowę, na to tak długo wyczekiwane spotkanie, którego serce pragnęło z każdym dniem mocniej. Wraz z promieniami słońca jej odwaga rosła, lecz wciąż nie była wystarczająca.

Tom.

        Zniechęcony do życia starał się wraz z wiosną "rodzić się" od nowa. Postanowił wreszcie uporać się z przeszłością, a nadzieja na jej powrót już nie była taka silna jak dawniej, jak w zimie którą ona tak uwielbiała. Wciąż i nie przerwanie była w jego sercu i to było jedyną rzeczą której nie chciał zmieniać, której wręcz potrzebował. Lecz starał się kochać na odległość, godząc się ze swoim losem, z ciężarem jaki musiał dźwigać na swoich barkach każdego dnia. Uwierzył że być może to stało się po coś, a jego cierpienie nie jest wcale nie potrzebne. "Zawsze po burzy wychodzi słońce" i to właśnie tym jakże prostym  zdaniem w jego sercu Bardal znów wzbudził już lekko uśpioną nadzieję. Jednak był mu za to wdzięczny, bo ta nadzieja poderwała go do życia.
    Wybiegł z mieszkania najszybciej jak mógł, nie chciał już siedzieć sam,a krótka wiadomość od Andersa że czeka w kawiarni w centrum spadła mu jak z nieba. Nawet ucieszony ze spotkania z przyjacielem był już na miejscu po nie całych dziesięciu minutach. Brunet siedział wygodnie na jednej z kanap wyraźnie wciśniętych w najciemniejsze miejsce kawowego pomieszczenia. Jego dostrzeżenia zajęło mu kilka minut, jednak po chwili opad wygodnie na ciemny materiał na przeciw Bardala. Zastanawiało go co sprawiło ze Anders tak nagle chciał się spotkać. Podniósł wargi by zapytać lecz jego towarzysz uciszył go wyraźnym gestem, prosząc by nic nie mówił i szybko spojrzał na zegarek. Odliczył 15 sekund, a na dużym ściennym zegarze wybiła siedemnasta. Równo w tym momencie drzwi kawiarni otworzyły się. Początkowo nie interesowało go kto pojawił się w jej wnętrzu, lecz przeszywający wzrok przyjaciela aż nakazywał spojrzeć w tamtą stronę. I zamarł, bo zatopił się w pełnych malinowych ustach i tych ukochanych czekoladowych tęczówkach. Nie zauważył tajemniczego uśmiechu na ustach przyjaciela, zamarł w bezruchu wpatrując się w wyróżniająca się postać.Nie pasowała do pomieszczenia, jej wyraźnie pastelowe, jasne ubrania gryzły się z ciemnym kawowym wystrojem kawiarni. Ale ona wydawała się tego nie zauważać. Zajęła miejsce przy wybranym stoliku i pogrążyła się w lekturze którą pochwyciła z pułki, co chwila maczając tylko swoje usta, wciąż tak samo malinowe, w ulubionym Caffee Late.
    I czekał, czekał na jej ruch, bo tak bardzo chciał ją wciąż obserwować. Jednak Bardal mu to uniemożliwiał wciąż powtarzając że powinien coś zrobić, odważyć się na ten właściwy krok. I jego serce też krzyczało, bo ono już było tam przy niej, wygodnie usadowiło się obok. Tylko on bał się tego co może się stać, najbardziej bał się kolejnego odrzucenia. Długo pozostawał w bezruchu gdy serce prowadziło walkę z rozumem. Tym razem rozum był słaby, przegrał z jego miłością, a on sam zadziwiony swoją odwagą po chwili stał obok jej stolika, czując na sobie spojrzenie w końcu ucieszonego Andersa. Początkowo nie zauważyła go, ale gdy jego postać po chwili przysłoniła światło padające z małej lampki podniosła swoje cudowne spojrzenie wprost na niego. Jego serce podskoczyło z radości, równie mocno po chwili upadło na dół. Smutna wizja tego co może za chwilę się stać pogrążyła jego nadzieje. Lecz ona po chwili niepewności wymalowanej na jej twarzy, na jej dla niego idealnych ustach pojawił się zarys delikatnego nieśmiałego uśmiechu. Nadzieja powróciła jak bumerang a on z odwagą pozwolił zając sobie miejsce na przeciw niej.

_____________________________
PRZEPRASZAM!  Za zaległości u was, za zwlekanie z rozdziałem i za jego beznadziejność! . 
Po prostu ostatnio mam dużo na głowie,,
ale wszystko pomału nadrabiam! :))
Mam nadzieję ze jeszcze mnie nie opuściliście ;))
Z Dedykacją dla mojej Mysi ;* Bo kocham tak mocno ;* 
Czeka nas obie ciężki miesiąc ♥
to chyba tyle!
Pozdrawiam,
Metka.

ps, zapraszam na coś siatkarskiego ~Niewinni-Niedoskonali~

poniedziałek, 6 maja 2013

Siedem: "Otworzyć serce jest trudno."


"Zostań ze mną na zawsze
Albo możesz zostać przynajmniej na teraz
Bo kocham sposób, w jaki mnie budzisz
Na litość boską, czy moja miłość ci nie wystarczy?"


Tom.

    Wrócił do chłodnej Norwegi z sercem pełnym niepewności. Bo nie wiedział co teraz zrobić ze sobą, ze swoim życiem. Wizyta w Villach choć miała okazać się końcem jego egzystencji w związku już nie istniejącym, zrobiła coś całkiem odwrotnego w jego sercu. Dała mu nadzieje na coś nowego, na to że związek którego już dawno niema jeszcze może kiedyś powrócić, bo jego miłości nie wygasła. A ona,  jego ukochana brunetka chyba również coś czuła, lecz tego nie był pewien. Jedynym punktem zaczepienia jakim dysponował była jej ucieczka z przed ołtarza. Bo w tedy w jej czekoladowych tęczówkach odnalazł coś na wzór tęsknoty, tęsknoty za nim. Dawał sercu złudną nadzieję na to że może jeszcze gdzieś ją odnajdzie, że jeszcze przeprosi i będzie dobrze. Nie znalazł jej, kolejny raz zapadła się pod ziemie. Biegiem przeszukał całe Villach lecz na nic zdały się jego starania, po brunetce nie było śladu, a on kolejny raz stracił swoją szanse. Dzień później wrócił do Lillehammer i zaprzestał poszukiwań. Poddał się jak w tedy, te cztery lata temu. Jednak teraz sytuacja wydawała się być nieco inna, w tedy mógł szukać, lecz nie chciał, teraz zaś chciał szukać lecz nie mógł. "Ironia losu", pomyślał kolejnego samotnego wieczoru gdy wracał zmęczony po treningu. Nie rozumiał jak bardzo jeszcze los może z niego zakpić, z jego miłości która jest, której w końcu się nie wstydzi, lecz której teraz nie może pokazać światu.
    Zasypiał każdego wieczoru z myślą że może jest gdzieś blisko niego, gdzieś może na wyciągnięcie dłoni a on po prostu o tym  nie wie. I nie mylił się. Bo jego ukochana brunetka mieszkała tak niedaleko te niecałe cztery ulice od niego. Lecz jeszcze nie był to ten czas gdy mieli się spotkać na ulicy, gdy mieli spojrzeć sobie prosto w oczy i powiedzieć co leży im na sercu. Los zaplanował jego życie trochę inaczej niż on sam by pragnął i właśnie ta niemoc przytłaczała go najbardziej.Bo sam chciał decydować o swoim życiu, o tym kogo kocha i kiedy, lecz coś w rodzaju fatum co ciążyło nad jego życiem w żaden sposób nie ułatwiało mu tego. Starało się komplikować jego życie jeszcze bardziej. Myśli przybywało coraz więcej, a on każdego wieczora  nie mógł zasnąć coraz dłużej. Wszystko co działo się w okół niego skutecznie zabijało go od środka, a miłość która nieprzerwanie trwała w jego sercu wciąż potrzebowała brunetki której w żaden sposób nie mógł odnaleźć.

***
Malin.

    Kolejne tygodnie pozwalały przyzwyczaić się jej do panujących w jej życiu nowości. I nie był to łatwy okres, zważając na jego obecność tak blisko niej. Próbując swoje myśli skierować na inny tor podjęła prace której oddawała się w całości  być może nie była to wymarzona posada, bo mały stołeczek w redakcji gazety miejskiej nie był czymś w co celowała zawsze lecz dawał jej poczucie wartości. Praca pozwalała oderwać się jej od wszystkiego co przeszkadzało jej w życiu by po prostu zająć życiem innych. Jednak podniszczone serce wciąż dawało o sobie znać, o swojej nadziej że gdzieś pośród tych Norweskich uliczek ujrzy "swojego" blondyna. Serce marzyło, a rozum z każdym dniem kazał jak najmniej tym myślą zaprzątać jej głowę. Może i chciała chronić siebie samą przed kolejnym zranieniem, lecz nie mogła tak w nieskończoność. Zabijała resztki nadzieji i resztki swojego serca które powoli przestawało bić, które umierało z braku powietrza, z braku tej miłości, tej drugiej osoby. Mimo wszystko ona wciąż skutecznie je zabijała.
    Jednego z późnych popołudni musiała wyjść gdzieś z domu, jej serce potrzebowało trochę wolności od czterech pustych ścian. Zabrała je więc do małej przytulnej kawiarenki niedaleko jej mieszkania, w której ostatnio znalazła swoje miejsce, w której ewidentnie czuła się dobrze. Pierwszy raz od wielu dni znalazła swój kont, w którym myśli same odpływały od niej i na kilka chwil nie powracały. Po kilku minutach oczekiwania zanurzyła swoje pełne malinowe usta w gorącej Caffee Late którą tak uwielbiała pić. Ciepły płyn podrażnił lekko jej podniebienie pozostawiając po sobie lekko słodkawy smak. Kawa ukoiła trochę krzyczące jej serce a brunetka pogrążyła się oglądając sklepową wystawę znajdującą się tuż po drugiej stronie ulicy. Nie zauważyła że ktoś podszedł do niej, nie zauważyłaby gdyby delikatnie nie złapał jej za dłoń. Podniosła swój wzrok, a jej oczom ukazała się postać wysokiego brunetka którego tak dobrze znała. Ze strachem w oczach poklepała delikatnie miejsce obok siebie, które jej towarzyszyły zajął bez słowa. Po chwili ciszy i strachu zdecydowała się jeszcze raz spojrzeć na bruneta.
    - Witaj Malin. - brunet uśmiechnął się delikatnie, lecz bardzo nieśmiało. Nie wiedział jak zachować się w tej całej sytuacji, bo spotkanie tu brunetki wywarło na nim dużo dziwnych uczuć.
    - Cześć Anders. - odwzajemniła uśmiech lecz nie potrafiła zrobić to tak dobrze jak on. Więc na jej ustach zamiast śladu uśmiechu pojawił się grymas który w żadnym stopniu go nie przypomniał. Szybko zmieniła mimikę by ta nie wyrażała strachu jaki odczuwała poprzez jego spotkanie. Ale jak miała się czuć gdy spotyka najlepszego przyjaciela chłopaka którego kocha. Sama nie wiedział, po prostu w jej sercu zrodził się strach lecz jednak zapłonęła iskierka nadzieji, nadzieji że może i spotka też jego.
    - Jednak wróciłaś do Norwegi.- podnosi na nią swoje granatowe tęczówki bawiąc się kubkiem z napojem który kilka chwil wcześniej otrzymał od kelnera.
    - Wróciłam, bo jednak Austria to nie miejsce gdzie jest mój dom. A po ostatnich dniach tam ... - urwała w połowie zdania na samo wspomnienie o wydarzeniach które miały miejsce kilka tygodni wcześniej. Obserwując reakcje bruneta wiedziała ze zrozumiał o co jej chodzi. Bo też tam był, też wie co zrobiła, lecz nie wie jak źle się z tym czuje. I zapada miedzy nimi kolejna cisza. Każdy boi się ją przerwać, bo żadne nie wie co powiedzieć. Ukradkiem tylko obserwują siebie na wzajem. Brunetka ze strachem zastanawia się co będzie dalej, bo przecież Bardal powie mu że ona tu jest, że jego ukochana jest w Lillehammer i wciąż tak blisko niego. I właśnie tego się obawiała. Bo mimo że serca chciało tego spotkania, ona bała się.
    - Spotkasz się z nim? - przerywa ciszę Anders swoimi słowami jak ostrymi sztyletami.
    - Nie wiem Anders, dobrze wiesz jak było miedzy nami. 
    - On cierpi, on Cię nadal Kocha. - delikatnie łapię ją za dłoń tak by ona spojrzała w jego oczy.
    - Wiem Anders, myślisz że gdybym nie wiedziała byłabym tu teraz , z Tobą? - zapłakanymi czekoladowymi tęczówkami spogląda ostatni raz w granatowe oczy bruneta. Zadaje pytanie na które nie potrzebuje odpowiedzi. Płaci za swoją Caffee Late która dawno się skończyła i wychodzi z przytulnej kawiarenki ocierając spływające po policzkach łzy.

________________________
Więc przybywam z niebiańską siódemką.
Może się wam spodoba?
Oby bo wlałam w nią wszystko co dziś odczuwałam;)
Więc zostawiam do waszej oceny:)
Pozdrawiam,
Metka.

ps. zapraszam na nowe siatkarskie;) ~Niewinni-Niedoskonali~

środa, 1 maja 2013

Sześć: "Czasem decyzje które podejmujemy są trudne."


           [Ron Pope - Perfect for Me]


"Nawet po tak długim czasie, jeszcze nie znalazłem
na całym tym świecie, nic co może mnie tak poruszyć jak ty
To prawda, to coś tak wzniosłego, że nie ma jeszcze słów, by to opisać"



             - Muszę teraz odejść Thomas. - zdecydowała się spojrzeć w jego oczy, pierwszy i być może już ostatni raz.

    - Jeśli musisz. - swoim spojrzeniem przenikał każdą najmniejszą komórkę jej ciała, a jego słowa tak mocno ją raniły. Bo mimo wszystko wciąż ją kochał, mimo tego bólu który mu sprawiła. A ona nie potrafiła zrozumieć jego bezgranicznej miłości, jej zdaniem zbyt wiele bólu zadała jemu sercu, a on wciąż nie widział w niej żadnej winy. Jeszcze nie rozumiała że trwa w czymś podobnym, że mimo bólu który Tom jej zadał ona nadal bezgranicznie go kocha.

    - Thomas, tak będzie lepiej. - Podniosła się z kremowej pościeli ciągnąc za sobą długą białą suknie. Zamknęła ostatnią walizkę i podniosła się z zimnej marmurowej podłogi. Złapała za uchwyty brązowych walizek i opuściła jasne pomieszczenie, które teraz przytłoczyły ciemne chmury. Zostawiła go samego, nie chciała by towarzyszył jej w odejściu z jego domu, zbyt wiele by ją to kosztowało a już teraz za wszystko obwiniała siebie zbyt mocno. Opuściła jego mieszkanie zostawiając po sobie tylko białą długą suknie z kropelkami czarnego tuszu, z kroplami jej łez.
 
              Odeszła, bo tak będzie lepiej. Przynajmniej tak było lepiej w tym momencie, lecz nic nie sprzyjało jej decyzji. Nawet pogoda. Ciemne chmury pokryły Villach w całości, by po chwili spuścić z nich drobne kropelki deszczu. Jednak gdzieś w tym całym bałaganie który ją otaczał, który był jej  życiem, odnajdywała również czasem te dobre rzeczy. Bo właśnie ten deszcz w małym stopniu tuszował jej łzy, łzy które z każdym krokiem wypełniały jej policzki coraz mocniej. Bo nie wiedziała co teraz ma robić ze swoim życiem, którą ścieżką podążać dalej. Czasem decyzje które podejmujemy są trudne, rzadko zdarzają się te proste. Decyzja z goła wydawała się być już podjęta, lecz to była tylko jej część. Kolejną częścią była miłość, ta prawdziwa która znów kolejny raz dała o sobie znać. Bo wiedziała ze on pewnie jeszcze gdzieś tu jest, gdzieś w tym mieście, gdzieś w którymś hotelu. Po prostu jej serce wyrywało się do niego z myślą o smutnych, niegdyś błękitnych tęczówkach. Błękitnych z miłości, teraz pustych z braku tej miłości. I ten mały znak wystarczał jej by upewnić się że on ciągle kocha.
   
                 Jednak jej natura nie pozwoliła wygrać sercu, nie pozwoliła mu biec do niego tu i teraz jak pragnęło. Rozum kazał uciekać, i to on wygrał walkę z biednym sercem które było bezbronne. I uciekła, dziś tak daleko lecz mimo wszystko wciąż tak blisko niego. Bo jednak rozum nie potrafił zniszczyć serca, zniszczyć miłości.  Jej podróż trwała długo, najpierw podziwiała lasy, cudowne Alpy. Lecz później już tylko błękitne obłoki które znajdowały się tak blisko niej i tworzyły tak miły obraz dla jej oka. A serce zabiło mocniej gdy ujrzała Góry, lecz już nie Alpy, teraz już te piękne Góry Skandynawskie. Odetchnęła mocniej a do jej zmysłów dotarło zimne Skandynawskie powietrze. Dopiero w tym momencie zrozumiała jak bardzo jej brakowało tego wszystkiego co tu zostawiła. Tego zimnego powietrza drażniącego wciąż jej nozdrza  gęsiej skórki którą tworzyła panująca w koło mimo że letnia, wciąż troszkę zimowa pogoda, a nawet tego panującego tu humoru którego często nie rozumiała. Bo mimo wszystko była częścią tego Norweskiego kraju, kochała go, kochała Norwegię  Lecz to nie była jedyna rzecz którą kochała w tym Norweskim mieście. Bo był jeszcze on, był ten Norweg ze skandynawskim spojrzeniem, był Tom. I chyba własnie to kazało jej tu wrócić, ta ciągle nie wygasła miłość. Jednak nie była na tyle odważna by o nią zawalczyć, wystarczająco wiele już uczyniła i teraz wystarczało jej to że była tak blisko.

             ***

                Pozwolił jej odejść, lecz ciągle nie był gotowy na ten krok. Bo jeszcze nie wierzył w to co się stało. Ciągle myślał o tym ja o koszmarze który zniknie, lecz on nie znikł  rano, nie gdy się obudził. Biała suknia z plamami czarnego tuszu wciąż zajmowała miejsce w jego szafie i tylko ona przypomniała o szarej rzeczywistości. Ale on nie przyjął tego jako końca jego życia. Być może była to swego rodzaju jego osobista porażka lecz on wciąż chciał walczyć. Bo zbyt mocno ją kochał by tam po prostu dać jej odejść. Dał jej czas, czas by mogła to wszystko zrozumieć. Bo być może za szybko wszystko się stało, za szybko chcieli zmienić coś i być może nie przemyśleli tego. Jednak on nie poddał się.  Obiecał sobie że jeszcze zawalczy o nią, o jej miłość, bo ona jego miłość miała już dawno.


"Even after all this time, nothing else I ever find
In this whole wide world can shake me like you do
Its true that something so sublime that there aren't words yet to describe"

~Ron Pope

________________________________
I wracam z kolejnym rozdziałem.
Podoba się? 
Czy myślicie że ona dobrze robi? 
Czasem zastanawiam się czy zbyt nie komplikuję życia moim bohaterom.
Jednak to jest tak jak by teraz moje życie, z jednym małym elementem, 
tu mogę decydować jakie ono będzie.
Do kolejnego napisania.
Pozdrawiam,
Metka. 


piątek, 19 kwietnia 2013

Piec : "może kiedyś znajdzie swoje szczęście"




Jak mogę cię zapomnieć?
Wspomnienia przychodzą i odchodzą
Jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek chciałem
Jesteś wszystkim, co kiedykolwiek znałem



Malin.
    Długa biała suknia spoczywa nierówno rozrzucona na jej kolanach i wokół zielonej ławeczki. Ciemny tusz zmieszany z perłowymi łzami już nawet jej nie przeszkadzał, nawet nie przejmowała się że brudził biały materiał. Bo teraz było coś ważniejszego, coś o co walczyła przez ostatnie miesiące właśnie prysnęło jak bańka mydlana. Przez jedno spojrzenie, przez jedną parę błękitnych Norweskich tęczówek, przez ich jedne łzy. Bo poczuła coś czego dawno nie czuła, bo pokochała go mimo tego jednego krótkiego wspomnienia, bo jej serce nie zapomniało. Kochała go, ciągle i nieprzerwanie od czterech lat, nawet przez czas tej rozłąki. Lecz jednak bardziej zraniła teraz nie siebie, nie Norwega lecz Austryjaka któremu uciekła, w ten najpiękniejszy dzień, Austyjakowi który ją kochał. 
          Całe życie marzyła o tej jednej pięknej prawdziwej miłości, o cudownym życiu przy boku faceta który będzie ją kochał. I choć znalazła tą chwilę szczęścia, zaplanowała całe swoje życie już do końca, kolejny raz los planuje coś za nią, przewraca całe jej życie do góry nogami. A już na prawdę chciała być szczęśliwa na zawsze, lecz nie mogła tego zyskać wykorzystując miłość innego człowieka, tak na prawdę nie mogąc oddać mu swego serca. Podjęła tego dnia najważniejszą decyzję jaką kol wiek mogła poddać, lecz moment w którym to zrobiła był mało odpowiedni. Zbyt późno odważyła się ratować miłość która już dawno zaginęła, którą zagubili zimnego poranka w Norweskim Lillehammer. 
           Delikatnie podniosła się z rozgrzanej lipcowym słońcem ławki, złapała w dłoń białe szpilki i skierowała bose stopy na betonowy chodnik. Bo musiała wrócić, musiała wyjaśnić to wszystko co zrobiła, temu brązowookiemu Austryjakowi. Bo była mu to winna, nie mogła odejść bez słowa, bez kilku słów które choć w małym stopniu pozwolą mu ją zrozumieć, to jak nie chce go ranić, choć teraz robi to najmocniej. Ale kochała go gdzieś tam w środku, bo on dawał jej wszystko czego pragnęła. Ciepło, rodzinę prawdziwą miłość, lecz jej miłość była inna, nie była tak idealna jak jego. Przystanęła na chwilkę, zawahała się naciskając dłonią na brązową klamkę. Bo nie wiedziała co powiedzieć, jak to wszystko wytłumaczyć. Podwinęła długą białą suknie łapiąc ją w dłonie i jednym pewnym krokiem przemierzyła spory salon jednorodzinnego domku. Skierowała się na wyższe piętro gdzie uchylając drzwi zauważyła otwartą garderobę, lecz nie było go. Zaglądając do środka zdecydowała się na kolejny ważny krok który miał zmienić wszystko. Rozłożyła czarną torbę podróżną do której wrzucała kolejne ubrania, jej własne. Bo nie mogła tu zostać, teraz po tym wszystkim, po tym jak perfidnie i bez uczuć potraktowała Thomasa. Bo za bardzo ją pokochał, zbyt mocno, a ona na to pozwoliła wiedząc ze nie odwzajemni jego pięknego uczucia równie mocno. 
            Zasunęła ostatnie dwa zamki plącząc się  kolejny raz w długiej białej sukni której ciągle nie zdjęła, o której cały czas zapominała. Nie chciała uciec, nie chciała zostawić znów po sobie jednej karteczki teraz musiała wszystko wytłumaczyć. Mimo rosnącego strachu w jej sercu usiadła na sporym przykrytym beżową narzutą łóżku z zamiarem zaczekania na blondyna. Bo była mu to wszystko winna. Nie czekała długo, po paru minutach usłyszała niemrawe zamykanie drzwi wejściowych i ciche prawie bez szelestnego jego kroki tuż przy drzwiach. Serce zabiło mocniej, ze strachu, lecz również z boleści jakie teraz przechodziło. I ujrzała jego bladą twarz pokrytą dwoma spływającymi łzami. Zapłakała i ona, bo teraz zdała sobie sprawę jak wiele bólu mu zadała, jak cholernie go zraniła a na prawdę nie chciała. Zauważył ją, otarł wierzchem dłoni swoje łzy i usiadł tak blisko niej na beżowej pościeli. 
             Nie spoglądał na nią, nie chciał, nie chciał kolejny raz swojego spojrzenia zatopić w jej czekoladowych tęczówkach, bo za bardzo je kochał. Obydwoje niemrawo spoglądali w stronę tej drugiej osoby chcąc nawiązać krótki kontakt lecz strach zbyt mocno nimi targał. Jednak ona musiała się odważyć, bo to na niej ciążyła presja tej wypowiedzi to ona zawiodła, zraniła kolejny raz lecz teraz już na dobre.

    - Przepraszam.  - wyszeptała pozwalając by kolejne łzy spłynęły po jej bladych policzkach.

    - Malin,, nie wiem dlaczego. Pozwolisz mi to zrozumieć.? - spojrzał pierwszy raz na nią spojrzeniem pełnym pytań. Tym cholernie zranionym spojrzeniem w którym odnalazła wyłącznie pustkę i przenikający ból. 

    - Nie wiesz wszystkiego, nie wiesz o Norwegi o moim całym życiu.

    - Kochasz go ciągle? Powiedz mi tylko.

    - Kocham Thomas. Lecz kocham też Ciebie, i wiem że zawiodłam, że cholernie Cie zraniłam.

    - Chcę Twojego szczęścia Malin. - tymi słowami kolejny raz zadał jej sercu cios, cios po którym nie mogła się pozbierać. Bo tak bardzo go zraniła, a on ciągle nie widzi tego, on ciągle myśli o niej.

    - Zawiodłam Cię, przepraszam. 

    - Jeśli nie jesteś ze mną szczęśliwa nie mogę Cie zatrzymać. - spojrzał przelotnie na jej ustawione walizki.

    - Thomas,,,

    - Obiecaj mi tylko, że nie wyrzucisz mnie z swego serca na dobre! - spojrzał kolejny raz w jej zapłakane oczy i delikatnie złapał jej dłoń.

    - Nie potrafiłabym tego zrobić. Zawsze w nim będziesz, nie zmiennie i na zawsze. - oparła głowę na jego ramieniu i ostatni raz poczuła jego zapach.

              Pocałował ją delikatnie w czoło, już wiedział że być może to koniec jego pięknej historii, lecz obiecał sobie że jeszcze zawalczy, zbyt mocno ją pokochał by się poddać. Natomiast ona zawahała się w swoich myślach, bo może i kochała go, może i nie oddała swego serca lecz on zawładnął nim całym. Jednak mimo wszystko Norweskie spojrzenie znaczyło dla niej wiele, znalazła się w sytuacji w której nie mogła sobie poradzić, lecz miała nadzieję że chociaż on, jej brązowooki Austryjak znajdzie kiedyś swoje szczęście.


"How can I forget you
Memories come and go
You’re all I've ever wanted
You’re all I've ever known"



_______________________________________________________
Bo to już pięć. i pierwszy raz jestem z tego w pełni zadowolona.
Dziękuję wam wszystkim za komentarze ;))
I teraz nie wiem kiedy pojawi się kolejny, bo czeka mnie praca z artykułami i jeszcze szkoła, ale gdy tylko coś napisze to od razu dodam ;))
przepraszam za wszystkie zaległości u was,, wszystko postaram sie szybko nadrobić ;))
pozdrawiam,
Metka ;))

sobota, 6 kwietnia 2013

Cztery: "Bo wszystko znów się zmienia."


"Powiedz, że mnie nie pragniesz,
Że to nie znaczy dla ciebie tyle, co wcześniej
I powiedz, że już mnie nie kochasz,
A odwrócę się i wyjdę za drzwi
I odejdziesz
I pozwolę ci odejść"



Tom.
    Święta zleciały w mgnieniu oka. Nie zdążył nawet w całości ich poczuć, bo tym razem było inaczej. Tym razem poczuł że komuś jeszcze na nim zależy, ktoś o nim myśli. Bo te święta spędzone u Bardala pozwoliły mu na kilka chwil zapomnieć o otaczających go problemach, od prawdy która każdego dnia coraz mocniej do niego trafiała. Kilka krótkich dni spędzonych w rodzinnej miejscowości przyjaciela, dały mu do zrozumienia że samotność nie jest czymś co lubi, bo pełen dom, wesoła atmosfera i rodzina która kocha też coś dla niego znaczą, rodzina której już prawie nie miał. Chwile które wszyscy spędzają w gronie najbliższych on od czterech lat spędzał samotnie. Nie potrafił odwiedzać Baerum które kochał, w którym się wychował ze spokojem. Rodzice ciągle wypominali mu stratę brunetki która była dla nich jak córka, którą wyraźnie cenili, a jemu wystarczało że on sam nie potrafił tego zrozumieć. Choć ostatnie wydarzenia sprawiły że powoli rozumiał, wiedział że to on popełnił błąd. I to tylko i wyłącznie na jego własne życzenia czekoladowo oka opuściła go.

        Czas mijał szybko, z miesięcy które dzieliły go od tego nieszczęsnego trzynastego, pozostało już zaledwie kilka dni. I właśnie te dni były jego najgorszymi. Wiedział że już za te dziewięćdziesiąt dwie godziny straci jakąś cząstkę swojego serca, jak nie całe serce. Bo kochał, tak cholernie kochał ciągle od tych nieszczęsnych lat. Nawet przez cztery lata samotności, lata bez znaku życia, była w jego sercu i skrycie wypełniała je całe. Był tchórzem  nie potrafił okazać tego co czuje w tedy kiedy ona najbardziej potrzebowała jego ciepła, jego miłości. I stracił, w tedy ją a teraz traci również serce. Okaleczone, po przejściach, ale wciąż kochające ją serce. Ten czas okazał się czasem w którym przyznał się do błędu, lecz było już za późno. Za cztery dni straci ją nie odwracalnie i już nigdy nie powie jej jak mocno ją kochał  że nadal kocha, nie potrafi bez niej żyć, że jego życie jest tak puste. I pogodził by się z tą myślą, niestety kremowa koperta nie pozwalała mu na to. Nie pozwalała zapomnieć, i żyć już na nowo.

    Wpatrzony w Bardala który przymierzał już któryś z kolei garnitur, zastanawiał się czy na pewno chce tam jechać. Czy chce zobaczyć jej uśmiechnięte malinowe usta i pełne szczęścia czekoladowe tęczówki. Bo ciągle nie był gotowy na tak mocny cios, mimo że był facetem i powinien być odporny w oczach innych,  on nie był. Coraz częściej ludzie w okół niego zauważali to co się z nim dzieję, bo powłoka którą zbudował w okół siebie po woli pękała i ukazywała resztki tego starego Toma, który teraz jednak cierpi, jednak ma uczucia. I często nie pojmowali, co robi ze swoim życiem, jak cholernie zatraca się w błędach i bólu który go pożerał. Przy nim pozostali jedynie ci prawdziwi przyjaciele, na czele których zawsze stał Bardal. Nawet teraz widząc że Tom kolejny raz odpowiada westchnieniem na jego pytania martwi się. Bo nie wie jakim sposobem może wyciągnąć z tego amoku swojego przyjaciela. Jak rozbić mur który każdego dnia w okół siebie budował, dodając do niego kolejne małe czerwone cegiełki które okazywały się być wspomnieniami. Chciał pomóc, starał się ale ciągle było to za mało, bo ciągle on zamykał się w sobie.

    Niestety nadszedł ten nieszczęsny trzynasty, ta sobota której nie chciał. I powoli zerwał się ze snu który również nie był łaskaw, który wymyślał nie miłe dla niego scenariusze, które miały spełnić się już tego popołudnia  Odkręcił gwałtownie kurek z zimną wodą i pozwolił by woda która spowodowała ciarki spływała delikatnie po jego wstrząśniętym ciele.Gdy orzeźwił się nie co przekręcił już ten drugi kurek by unormować strumień wody i pozwolić by jego ciało ponownie się rozgrzało.Potrzebował właśnie tego porządnego otrzeźwienia,bo ten dzień miła być dla niego niekończąco się długi. A on tego nie chciał. Wolałby teraz siedzieć przed telewizorem na wygodniej kanapie tam w Lillehammer, nie tu nie w Villach. Jednak chciał ten ostatni raz choć zobaczyć te czekoladowe tęczówki. Chciał ostatni raz zatęsknić.
 
Malin.
              Jednak ten trzynasty lipca dla niej był szczęśliwy, był spełnieniem marzeń jeszcze tej małej dziewczynki. Która ciągle marzyła o księciu na białym koniu który zabierze ją do swojego zamku. I właśnie to jedno z marzeń miało spełnić się dziś. Może nie był to książę  może nie miał zamku, lecz był to Thomas który doszczętnie ją pokochał, który pokazał jej miejsca w jej sercu których nigdy nikt nie odkrył, pokazał prawdziwą miłość. I była szczęśliwa, i chyba nawet pokochała, lecz nie zapomniała o Norwegu,który teraz gdzieś jest w tym Villach, którego za kilka chwil zobaczy. Ostatni raz spojrzała w dość spore lustro zawieszone w kaplicy. Podniosła długą białą suknie i wspięła się po schodach by znaleźć się u boku uśmiechniętego ojca. Głęboki oddech i wolnym krokiem w rytm Mandelsona przemierzała kaplicę, do czekającego na nią szczęśliwego Thomasa. Jednak wodziła wzrokiem na boki, szukając tego Norweskiego spojrzenia, tego błękitu który od niego biję. I znalazła, lecz błękit wyparował, nie było go, zamienił się w pustą szarość której nie poznawała której w cale nie znała. I właśnie w tedy poczuła coś czego nie mogła jeszcze pojąć, co doszczętnie niszczyło ja od środka. Nie chcąc szybko odwróciła wzrok i tym razem już nie pierwszym wymusiła swój uśmiech widząc szczęśliwego Thomasa.

    I nadszedł czas by powiedzieć to magiczne "tak",  lecz ona zawahała się, pierwszy raz w swoim życiu. Spojrzała na zdenerwowanego Thomasa, który oczekiwał by w końcu móc wziąć ją w ramiona i przytulić ale jako żonę  nie jako Malin. Jednak ona niepewna siebie zaniosła swój wzrok ponownie na tłum ludzi, by odszukać to Norweskie spojrzenie, to czego jej brakowało. Zauważyła w kącikach jego oczu dwie drobne łzy, łzy bezradności. I pokochała na nowo, tego bezradnego Toma, tego kochającego Norwega. Lecz znajdowała się w sytuacji gdzie napięcie wśród gości jak i na twarzy Thomasa rosło. Jednak ona nie mogła okłamywać swojego serca, nie mogła zniszczyć życia Thomasowi który zbyt mocno ją pokochał a ona nie mogła mu darować swojej miłości. Nie pokochała go nigdy tak mocno jak swojego Norwega.

    Nie odpowiedziała na kolejne wezwanie kapłana. Spojrzała jeszcze raz na Thomasa który kompletnie nie mógł zrozumieć całej sytuacji, który przestraszył się spływających łez po jej policzkach. Nie mogąc już kolejny raz okłamywać Thomasa a przede wszystkim własnego serca, w powietrzu zawiesiła ciche "przepraszam", w dłonie złapała białą suknie i wybiegła z ubranej w biel kaplicy. Kolejny raz wszystko miało się zmienić.


"Say you don't want me
That it's not like it was for you before
And say you don't love me
I'll turn around and walk right out the door
And let you go
Oh, i'll let you go"
~Jason Walker

_______________________________________________________________
Kolejna część, pewnie wielu z was nie spodziewało się takiej końcówki, jednak taki mam pomysł.
I ta historia nie będzie prosta,
BAAARDZO WAM DZIĘKUJĘ za wszystkie komentarze ;)))
Zapraszam do wygłaszania swojej opinii, o rozdziale i nowym nagłówku również ;))
pozdrawiam,
Metka ;))

niedziela, 31 marca 2013

trzy: szary życiorys prześladuję do końca.


"Gdybyś mógł mnie teraz widzieć czy byś mnie poznał
Czy poklepałbyś mnie po plecach czy skrytykował
Czy podążyłbyś za każdą linią na mojej splamionej łzami twarzy
Położył dłoń na sercu, które jest tak zimne jak dzień w którym Cię zabrano"



Tom.
    Wszystko było by dobrze. Było by, gdyby nie mało udane konkursy na Letalnicy, gdyby nie koniec sezonu. Bo przecież tylko skoczny świat był dla niego podporą, ucieczką od wszystkich myśli. I właśnie tam w Planicy gdzie już zawsze od czterech lat kończyło się jego wesołe życie, pozostał teraz również jego sens. Bo ciągle w głowie miał małą kremową kopertę i czekoladowo oka brunetkę. Którą kochał. Kochał mimo że nie widział przez cztery lata, mimo że nie zamienił słowa, krótkiej wiadomości. Lecz on ciągle nie potrafił dopuścić tej myśli do własnej świadomości, a przecież nie wymagało to wiele z jego strony. Jednak on ciągle chciał pokazać że jest wielki, że potrafi sobie poradzić ze wszystkim, a jednak, na przekór wszystkiemu nie potrafił. Był słaby. Był marionetką którą rządził los i bez jego jakiego kol wiek zdania robił z nim co tylko mu się podobało. A on ciągle nie miał sił by wyjść na przekór problemom, by zwalczyć przeciwności losu i w końcu żyć własnym życiem. Nie tym udawanym, nie tym wyidealizowanym przez jego otoczenie, po prostu własnym światem. Historią tylko i wyłącznie tworzoną przez jego dłonie i jego myśli, tylko przez tego dawnego pewnego siebie Toma.Toma którego dawno już nie ma, którego zastąpił jego cień. Bardzo niepewny siebie, skryty i przede wszystkim walczący by stwarzać jak najlepsze pozory człowieka szczęśliwego, którym wcale nie był, cień
.
    I już tam, trzy tygodnie temu w tej szczęśliwej a za razem nieszczęsnej Planicy czuł że od następnego dnia  znów będzie wieść swoje puste życie. Bo właśnie skoki zapełniały je po brzegi odkąd został sam. Odkąd przestał liczyć że znów wróci do domu i poczuję ten charakterystyczny zapach damskich perfum, który dawno wyparował. Zapach wyparowały lecz myśl o niej nigdy. Zapełniała jego głowę każdego wieczoru, zastanawiał się gdzie jest, co teraz robi, czy ułożyła sobie życie bez niego. I w końcu dostał odpowiedź na swoje myśli. Ukazała się mu w postaci nieszczęsnej kremowej koperty i teraz prześladowała dwa razy bardziej. Prześladowała już tam w Planicy chodź nie wiedział, ani nie przeczuwał że dowie się czegoś o swojej brunetce, która już długo nie była "jego brunetką". W tedy nie wiedział jeszcze o kremowej kopercie, lecz też nie wiedział o jej obecności tak blisko niego.

    Była tam, w ten ostatni dzień, po konkursach indywidualnych przyjechała tam lecz nie chciała. Przyjechała do Thomasa bo tak bardzo chciał ją zobaczyć, cieszyć się razem z nią tymi ostatnimi chwilami sezonu. I była na jego życzenie, bo teraz tylko tyle mogła dla niego zrobić. Z uśmiechem na ustach, ciemnymi okularami na nosie i ciepłą wełnianą czapką, żwawo rozmawiała z Gregorem. Gratulowała mu zwycięstwa w Pucharze Świata, lecz ciągle miała w sobie wiele niepewności i to właśnie spowodowanych przez niego. Bo tak bardzo nie chciała go spotkać, bała się nawet krótkiego spojrzenia w jego norweskie oczy, bała się wspomnień które w każdej chwili mogły powrócić. A najbardziej bała się swojego uczucia, które nigdy do końca nie wygasło, lecz zostało stłumione przez nowe. Jednak los nigdy nie był dla niej przychylny. Ujrzała jego nienaganną jak zawsze postać wyłaniającą się zza rogu. Zamarła na kilka chwil by ponownie wrócić do rozmowy z roześmianym Austryjakiem, szczęśliwym jak nigdy. Tylko kątem oka odprowadziła jego sylwetkę, która nie zawahała się nawet na chwilę, pozostawiając ją nie rozpoznaną.

    Ten dzień wydawał się być inny od wszystkich w Planicy. Czuł że coś tego dnia będzie inne, i los nie omylił go.Lecz to właśnie on popełnił błąd, pomylił się. Bo był tak blisko nieosiągalnej przez tyle lat brunetki, a on najzwyczajniej w świecie przeszedł obok niej obojętnie, nie poznał jej. Te pełne malinowe uśmiechnięte usta nie dawały mu ciągle spokoju, wydawały się być takie bliskie. Jednak to nie wystarczyło by w tych malinowych ustach które kiedyś miał obok siebie każdego dnia, które namiętnie całował, rozpoznał "jego" brązowooką brunetkę. Bo tak bardzo już nie przypominała mu tej cichej skromnej Malin, teraz była pewna siebie, wyraźnie otwarta na ludzi. Dawna Malin była inna, żyła w jego cieniu, jego i jego kariery która zawsze była na pierwszym miejscu. Teraz to ona błyszczała, była ważna dla innych  i ewidentnie wyróżniała się swoją osobowością ale również i urodą, której bóg nie podarował jej za mało. Zawsze kusiła pełnymi malinowymi ustami, kremową cerą i cudownie czekoladowymi tęczówkami, które były odbiciem całej jej duszy.

    Teraz gdy te trzy tygodnie minęły żółwim tempem, on nawet nie pamiętał o malinowych ustach. Bo tak wiele się wydarzyło, wiele i nie wiele. Kremowa koperta spoczywała na szklanym stoliku a on kolejny raz, bez większego celu wpatrywał się w nią nieustannie. A przecież to nic nie dawało, nie koiło bólu, nie pomagało zapomnieć. Działało wręcz pobudzająco na jego szare komórki, na wszelakie wspomnienia które przytłaczały jeszcze bardziej, które coraz mocniej przypominały o trzynastym lipca, tym nieszczęsnym trzynastym. Pechowa trzynastka. Tak wiele ludzi wierzyło w czarną moc tej liczby, choć on nigdy nie przywiązywał wagi do tego rodzaju zabobonów, tego wieczoru uwierzył. Bo ten trzynasty będzie pewnego rodzaju porażką, jego indywidualną porażką.

    I mógłby tak każdego dnia, wpatrywać się w mały prostokąt, popijając kolejne łyki Jacka Danielsa z kwadratowej szklanki. Dla niego była to już szara rzeczywistość, rutyna w której ewidentnie się obracał, jednak nie był sam na świecie. Kogoś jeszcze obchodził, ktoś z nim się liczył. Bo przecież nie zauważył gdy czas zbliżył się do świąt, do tego czasu tak okropnie znienawidzonego przez te ostatnie cztery lata. Bo przecież teraz był sam, nie miał z kim spędzać tego radosnego dla wszystkich czasu. Odwiedzał tylko czasem rodzinę, w której nie czuł się ostatnio za dobrze, w której wszyscy wypominali mu "jego brunetkę". Jednak te święta miały być inne, te święta nie miały być samotne. Ten wielkanocny poranek miał spędzić z rodziną Andersa, lecz nie chciał. Wiedział że Bardal chce dla niego jak najlepiej, że che mu pomóc wyrwać się ze sztuczności w którą popadł jednak on tego nie potrzebował, jemu po prostu był dobrze. Jednak Bardal wiedział, znał przyjaciela zbyt dobrze. Wpadł do jego mieszkania i przyglądając mu się uważnie wyrwał butelkę z dłoni przyjaciela.

    - Przestań w końcu, aż żal patrzeć jak staczasz się na dno!




"If you could see me now would you recognise me
Would you pat me on the back or would you criticise me
Would you follow every line on my tear stained face
Put your hand on a heart that's was cold as the day you were taken away"
~The Script 

_____________________________________________________________________________
I tak właśnie powstała już trójeczka.
Zakochałam się w tym opowiadaniu, pierwszy raz w czymś co piszę.
Mam cichą nadzieję że spodoba wam się choć w połowię tak jak mi :))
Życzę wam wszystkim Wesołych Świąt ;))
pozdrawiam,
Metka.

niedziela, 24 marca 2013

dwa: wspomnienia zawsze wracają.


"Co, gdybym powiedział Ci, kim tak naprawdę jestem
Co, gdybym wciągnął Cię w moją tajemnicę
Co, jeśli powiedziałbym Ci, co się rzeczywiście dzieje
Nigdy więcej maskowania się, nigdy więcej tej gry
Jest tak wiele rzeczy, które chcę powiedzieć
Ale tak bardzo boję się wyznać każdy mały sekret, który ukrywam"


   Malin.

        Trzymając w dłoni kremową kopertę śledziła wzrokiem każdą zgrabnie napisaną na niej literkę. Zastanawiała się czy na pewno tego chce, czy pozwoli ponownie wrócić wspomnieniom  Po jej bladych ze strachu policzkach, spłynęły zaledwie dwie kryształowe łzy. Nie mogła pozwolić sobie na kolejne załamanie, na powracające wspomnienia które ciągle przynosiły ból. Ból, ale też przynosiły starą miłość która gdzieś głęboko jeszcze się tliła. Być może ona nie zdawała sobie z tego sprawy, nie chciała dopuścić do własnych myśli wiadomości że może ciągle kocha tego niebieskookiego blondyna, to jego cudownie norweskie spojrzenie. Tym razem też nie chciała tego zrobić. Zgrabnym i za razem zdecydowanym ruchem odłożyła kopertę na miejsce innych identycznych, podjęła decyzję której nie mogła już odwrócić.

        Wierzchem dłoni otarła pozostałości po spływających łzach i powróciła na wygodną kanapę, z kubkiem gorącej herbaty z imbirem w dłoni. Nie myślała już o kremowych kopertach, o całym ich stosie, myślami była znacznie dalej. Czerwonym przyciskiem pozwoliła by telewizor włączył się, a następnie szybkim ruchem włączyła jeden ze sportowych kanałów. Z uśmiechem na ustach obserwowała zmagania jej blondyna na wielkiej skoczni, Letalnicy.* Natomiast on, z uśmiecham na ustach pomachał do małej kamerki, tak jakby przeczuwał że ona jest tam po drugiej stronie, na wygodniej kanapie w ich mieszkaniu i czeka tylko na jego skok. I była, nie pomylił się, była z nim już niezmiennie od czterech lat. Długich czterech lat podczas których wydarzyło się wiele, tych i dobrych i złych chwili. Podczas tego czasu zdążył zakochać się w niej bez pamięci, oddać jej cale swe serce by móc choć przez chwilę potrzymać ją za dłoń, delikatnie ucałować w skroń.

        Widząc cudowny, radosny uśmiech swojego narzeczonego wspominała jakie były ich początki, gdy przyjechała po długiej nieobecności w słonecznym Villach. Gdy wróciła zmęczona swoim życie, monotonią w które się zamieniło. Początkowo zapukała do starszego od tego w którym teraz mieszka, domu by zobaczyć uśmiechniętą twarz rodzicielki. Z otwartymi rękami przywitała swoją dawno nie widzianą córkę, córkę która wyjechała spełniać swoje marzenia do Norweskiego świata, spełniając marzenia została tam na stałe.Lecz jej skrzydła trochę podłamane, lekko podrapane życiem zapragnęły ponownie zabrać ją do rodzinnego miasta. I wszystko było dobrze, dobrze tylko za dnia, gdy stwarzała wokół siebie aurę szczęścia i radości  aurę której nikt nie był w stanie pokonać. Inaczej było nocą, gdy wszystko zmieniało dla niej sens, gdy wszystko było inne. Każda minuta wypłakana w poduszkę była wiecznością, a z niemiłym uczuciem odliczała nieprzespane godziny do białego poranka, gdy stanie na nogi i ponownie przybierze na usta sztuczny uśmiech, w którym wszyscy dookoła będą odnajdywać coś szczerego. Jednak nigdy nie był szczery, ból który rozdzierał ją od środka nie pozwalał jej na to.

        Ale wszystko się zmieniło tego dwudziestego czwartego marca dwa tysiące dziewiątego roku. Zapragnęła w tedy obejrzeć coś nowego, nie serial, nie coś co po raz kolejny przypominać jej będzie o starej zimnej Norwegi. Trafiła na program sportowy, na kolejną powtórkę konkurs skoków narciarskich, nie mogła już tego wytrzymać, cisnęła pilotem i zabierając kurtkę wybiegła z mieszkania. Potrzebowała świeżego powietrza, chwili wolności od własnych przytłaczających ją myśli, których nie potrafiła już kumulować w głowie. Nie patrząc przed siebie, kopiąc tylko niezdarnie wszystko co znalazło się jej na drodze  niezdarnie potrąciła kogoś. I właśnie ten ktoś odmienił jej całe życie. Pośpieszne przepraszając go i pomagając podnieść przewrócone torby przez chwilę zapomniała o wszystkim. Spotykając na swojej drodze nowe niebieskie tęczówki, które były już całkiem inne niż poprzednie, niż te norweskie. Te były piękne, górskie, austryjackie. Sprawiły że pierwszy raz tak na prawdę szczerze się uśmiechnęła, zapomniała o całym źle tego świata który ją otaczał. I właśnie on zaprosił na kawę. Nie opierając się długo weszła do jego przestronnego domu, nowego dla niej. I została już na dłużej. On opowiedział o tym że przecież się znają, że przecież kiedyś chodzili razem do jednej klasy. I przypomniała sobie o małym zabawnym Thomasie, którego teraz w cale nie przypominał. Ta chwila rozmowy sprawiła że chciała więcej, że teraz potrzebowała go nawet w tedy kiedy go nie było.

        I tak zostało. Została z nim, i przez kolejne cztery lata oddawała mu codziennie inną część siebie. A najdłużej oddawała mu serce, którego ciągle nie mogła oddać w całości. Bo on nie znał całej prawdy, nie znał jej szarego życia spędzonego w Norwegii, nie znał miłości jej życia, która pewnego dnia na prawdę ją zraniła, od której ona uciekła. Obiekt jej miłości znał wręcz bardzo dobrze, lecz nie wiedział ze to właśnie on ciągle ma jej serce. Że to ten Tom z którym przynajmniej raz na dwa tygodnie widzi się na skoczni, na kolejnych nowych konkursach. I właśnie to najbardziej ją raniło, to że nie potrafiła oddać całego serca osobie która pierwszy raz w życiu oddała jej wszystko, całe swoje życie i całą piękną miłość którą ją obdarzył.

        Teraz zaciskała mocno palce widząc jak jej ukochany zasiada na drewnianej belce. Właśnie oddać miał ostatni skok w tym sezonie, w sezonie nieco gorszym dla niego. Przeplatanego kontuzją i zbieraniem się do ponownego skocznego świata. Uśmiechnęła się serdecznie widząc jak ląduję gdzieś za dwustu dziesiątym metrem. Cieszyła się jego szczęściem, jego radością, że w końcu osiągnął ten wymarzony na ten rok wynik, na przepięknej Letalnicy. Jednak były też te kremowe koperty które przypominały o trzynastym lipca, dniu w którym już na dobre i złe miała połączyć się z nim swoim życiem. Lecz jedna z koperta przypominała o zupełnie innym życiu którego nie potrafiła się pozbyć, które mimo dystansu jaki pokonała ciągle ją goniło. A wspomnienia były silniejsze od szczęścia które w końcu znalazła, od magi srebrnego pierścionka na jej dłoni, ciągle były i ciągle bolały. A ona w żaden sposób  nie mogła uchronić się od myśli o zimnej jak zawsze Norwegii, nawet teraz, gdy na ekranie widziała kogoś kto diametralnie zmienił jej życie.


"What if I told you

Who I really was What if I let you in on my charade?
What if I told you
What was really going on
No more masks and no more parts to play
Theres so much I want to say
But I'm so scared to give away
Every little secret that I hide behind"
~Jason Walker


_______________________________________________

** Podkład z muzyką do rozdziału:) Piosenką którą baaardzo lubię ;)
* Na potrzeby tego rozdziału umieściłam Thomasa w dzisiejszym konkursie, 
w Planicy;)
Więc tak, witam was z drugim już rozdziałem.
To opowiadanie pierwszy raz w życiu spodobało mi się, 
to co napisałam pokochałam jak nic innego.
Powstał ten rozdział pod wpływem Planicy,
Pod presją ostatnich konkursów tego sezonu,
Sezonu za którym będę niesamowicie tęsknić! 
Więc, dziękuję za wszystkie poprzednie komentarze, 
i zapraszam do zostawienia opinii na temat tego rozdziału ;)
Pozdrawiam,
Metka.

czwartek, 21 marca 2013

jeden: rozczarowanie, czy może zazdrość?




"Byłem nieostrożny, zapomniałem
Tak było
A teraz gdy wszystko jest skończone,
Nie ma nic do powiedzenia
Odeszłaś tak bez wysiłku
Wygrałaś
Możesz śmiało im powiedzieć"


Cztery lata później.
Tom.
     Na zimnych czarnych kafelkach postawił zakupy, które zdążył zrobić pięć minut przed zamknięciem sklepu. Z wielkim pośpiechem, zresztą jak codziennie od kilku już lat. Nie zmieniał się  każdego dnia  był już taki sam, z tą samą rutyną i przyzwyczajeniami  Zabrakło w jego życiu świeżości, o którą walczyła kiedyś ona. Jego ukochana brunetka która zniknęła, rozpłynęła się w przestrzeni Norweskiego kraju, a być może nawet poza nim. Nie szukał jej, nie chciał, może stracił nadzieję że to co kochał powróci, że to uczucie którym darzył ją przez kolejne lata jeszcze zabiję. Szansa na odnalezienie jej była jedna na milion i to właśnie najbardziej go zniechęcało  Był typem człowieka który nie lubił  wkładać pracy w coś co nie ma sensu, lecz nie był taki zawsze. Początki z nią były inne, dawały nadzieje na przyszłości wiec poświęcał się temu z całego serca, wkładał w ten związek wszystko. Tak również było ze skokami, walczył o najlepszego wyniki, bo chciał być najlepszy. Gdy ona była obok, a skoczną gwiazdą już był nie miał o co walczyć. Przyzwyczajał się że wszystko przychodzi bez wysiłku a on nie musi walczyć z przeciwnościami. Lecz, jego życie stanęło w miejscu a fortuna odwróciła się od niego. Pewnego zimowego wieczoru ona odeszła, zostawiła wszystko co budowali przez ostatnie dwa lata i po prostu zniknęła nie pytając o zdanie. Myślał że to jeden moment zawahania w jego idealnym życiu, pomylił się i to znacznie, gdy kolejnego wieczoru po prostu upadł, pogruchotał swoje skrzydła spadając z wysokości wprost na zimny śnieg. Wszyscy dookoła niego, na oświetlonej skoczni zamarli gdy wynosili go na noszach, zamarła i ona. Daleko od niego, już w innym życiu, jednak zamarła martwiąc się wciąż o jego życie.
     Przez następne pół roku dochodził do siebie. Próbował wyleczyć moralnego kaca, który objawił się po jej odejściu i kontuzję która wykluczyła go z gry o najwyższe podium. Po raz kolejny w swoim życiu musiał podjąć walkę, walkę z samym sobą. Ze swoim organizmem którego musiał nauczyć posłuszeństwa, i sercem które natomiast musiał oduczyć kochać. Chciał zapomnieć co znaczy to uczucie, zbyt wiele stracił by ponownie móc tak cholernie głupio się zakochać. Jednak 'serce nie sługa', jego uczucie ciągle nazywane przez niego 'chorym' nie chciało tak po prostu zniknąć, a czekoladowo oka brunetka nie chciała odejść z jego myśli. Jednak cztery lata samotności nauczyły go pokory i dystansu do samego siebie, lecz nigdy nie pomogły uleczyć chorej ambicji która czasem go jeszcze zabijała.
     Rozpakował przyniesione zakupy i w jego dłoni spoczęła poczta którą zdążył jeszcze wyciągnąć ze skrzynki. Kilka rachunków do zapłacenia, kilka ulotek i jedna kremowa koperta starannie ręcznie zaadresowana do niego. Pozostałe listy rzucił na inny stosik w kuchni, a ten jeden zabrał ze sobą do salonu oglądając jego zwierzchnią stronę. Zaciekawiony jego treścią niestarannie rozerwał kopertę i teraz trzymał w dłoni białe zaproszenie. Zaskoczony dwiema złotymi obrączkami na pierwszej stronie,  zastanawiał się który z jego kolegów może się żenić.
Dnia 13 lipca o godzinie 15.00
w kościele św. Jakuba w Villach
zostaną połączeni Sakramentem Małżeństwa
Malin Larsen
i
Thomas Morgenstern
     Z wielkim uciskiem w gardle jeszcze raz przejrzał kartkę by upewnić się czy to wszystko to prawda, czy jego oczy nie zawodzą go. Jego dobry kolega się żeni. Była to swego rodzaju dobra wiadomość  lecz, zabolała informacja że wybranką jego serca jest jego czekoladowo oka brunetka. Brunetka której nie szukał, którą stracił cztery lata temu, którą jednak wciąż kochał. Niezdarnie rzucił białą kartkę na szklany stolik, a swoją twarz schował w dłonie. Zapłakał, gorzko zapłakał. Wiadomość o ślubie całkowicie zabiła resztki jego nadzieji na coś czego już nie ma. Cały czas wmawiał sobie  że już zapomni  że nie kocha, oszukiwał się każdego poranka gdy budził się a jej nie było obok. Gdy serce z tęsknoty nawet wyrywało się do starych fotografii które schował głęboko pod stertą ciuchów. Długo nie odważył się otworzyć małej czarnej skrzynki z obawy przed wspomnieniami.
      "Mężczyźni nie ryczą! Nie bądź babą Hilde!". Upomniał się w myślach, nie chciał być mięczakiem, jednak zbyt mocno ta wiadomość odbiła się echem w jego życiu. Przeklną głośno wiedząc że ten nieszczęsny 13 lipca będzie najgorszym dniem w jego życiu, i nie miał zamiaru w całej tej bajce brać udziału. Nie chciał cieszyć się jej szczęście, nie mógł pozwolić sobie na chwile słabości w jej obecności, więc bezpieczniej było obejść się bez wizyty w Villach. W jego głowie ciągle krążyło pytanie dlaczego go zaprosiła? Nie mogła obejść się bez jego wizyty, bez wizyty starej miłości od której uciekła. Jednak zdał sobie sprawę że zapewne to Thomas chciał go zaprosić, zresztą zawsze mieli ze sobą dobry kontakt.
     Teraz mógł nazwać się człowiekiem straconym. Na pozór wśród otaczających go przyjaciół uchodził za optymistę który zaledwie na chwilę zgubił swoje skrzydła, lecz jakże efektownie się po upadku podniósł. Dla nich liczyła się zewnętrza warstwa człowieka, lecz on ciągle nie potrafił pozbierać swojej duszy, a serce wciąż pozostawało w kawałkach. Dusił w sobie wszystkie emocję, nie pozwalał by jego rozpacz ujrzała światło dzienne. Był dobrym aktorem, wręcz znakomitym, większość ludzi w okół niego nie dostrzegało tego zmarnowanego życiem mężczyzny. Był tylko Bardal, przyjaciel który wiedział wszystko.
     Był i teraz, gdy on załamany niewesołą dla niego wiadomością siedział w salonie. Wszedł bez pukania, u niego zawsze było otwarte, i złodziei wręcz zapraszały swoją gościnnością, by go odwiedzili. Pokiwał z politowaniem głową  gdy zauważył załamanego przyjaciela. Nie miał ochoty kolejny raz wysłuchiwać gdy ten będzie wszystkiemu zaprzeczał, gdy kolejny raz powie że dał jej odejść. Dobrze wiedział jak było na prawdę i wcale wbrew pozorom nie pozbierał się po tym wszystkim, nigdy nie dopuścił do swojej świadomości informacji że ona sama nie wróci. Nie chciał jej szukać, a teraz życie kolejny raz zadaje mu cios, po którym będzie mu trudno się pozbierać.



"I was careless, I forgot
I did
And now when all is done
There is nothing to say
You have gone and so effortlessly
You have won
You can go ahead tell them"
~Impossible. 

_____________________________

Już pierwszy rozdział, nowego, kolejnego
mojego już opowiadania. Historia ta
na pewno nie będzie prosta! 
Będzie tu wiele zagadek i problemów ;)
mam nadzieję że może znajdzie sie parę osób którym się
to co piszę spodoba ;) 
proszę o opinię w komentarzu ;)
pozdrawiam,
Metka. 


sobota, 16 marca 2013

Everything Has Changed. ~




"Nie dawaj mi nadziei jeżeli nie ma podstaw do niej
Nie pozwól mi być gdzieś jeżeli cie tam nie ma
To co czuję nie zdarza się codziennie
Więc kochanie proszę grajmy fair"



         Budzi się i spogląda na zegarek który wskazywał równo siódmą trzydzieści. Przekręca się z niesmakiem na plecy, by choć spróbować przypomnieć sobie sen z którego wyrwała się zaledwie kilka sekund wcześniej. Za każdym razem jej starania nie przynosiły nic pozytywnego. Kolejny raz zła na siebie że nie zatrzymała choć na kilka sekund fantazji, podnosi się opierając na dłoniach.  Próbuję powrócić do szarej otaczającej ja rzeczywistości   Nie pozwala jej na to wyobraźnia wciąż pobudzona, ale intensywnie pomaga lekkie pochrapywanie. Spogląda zaspanym wzrokiem w prawo, by zauważyć postać ciągle śpiącego, niczym nie poruszonego blondyna. Szara rzeczywistość wraca jak bumerang, nie pozwalając już ponownie zasnąć. Nudny czas mimo że u jego boku.   U boku kogoś, kogo kochała całym sercem, choć teraz jej życie nie było czymś czego chciała. Potrzebowała chwili zapomnienia, szaleństwa w którym zapomni o codzienność. Lecz jemu podobało się to w czym trwali, ten stan amoku w którym się znaleźli.
    Nie poznawała go, nie był już tym samym zakochanym w niej do szaleństwa mężczyzną. Stał się uciekającym do swej przyjemnej pracy kolegą, nie było stać jej na inne określenie. Był inny, zimny na nią, na jej uczucia które ciągle nie zmiennie były gorące. Jej serce z każdym jego słowem, dotykiem wręcz gotowało się w niej z miłości do niego. On nie rozumiał, nie pojmował tego. Choć ona starała się każdego dnia okazać mu to jeszcze mocniej, on ciągle pozostawał zimny. Nie potrafiła w żaden sposób rozgrzać jego zlodowaciałego serca, nawet miłością która była najsilniejsza.
    Tego dnia chciała coś zmienić, chciała wyrwać się z tego dziwnego stanu którego nie potrafiła zrozumieć. Delikatnie, nie chcąc go budzić wyślizgnęła się z ciepłej pościeli i swoje zwiewne kroki skierowała ku wyjściu z pomieszczenia. Przyjemny chłód który panował we wszystkich pomieszczeniach, spowodował lekką gęsią skórkę na jej gołych ramionach. Szybkim ruchem zarzuciła na nie jego leżącą w przedpokoju za dużą bluzę, zresztą jak każdego poranka. Zasięgnęła do dzbanka i przecierając zaspane czekoladowe oczy, zaparzyła czarną aromatyczną ciecz w której po chwili zamoczyła swoje pełne malinowe usta. Rozkoszowała się smakiem na prawdę dobrej kawy, myślami ciągle była gdzieś daleko.
    Zbudzony jej nieobecnością niedługo po niej, po piętnastu minutach również zaspany jak ona, z uśmiechem wchodzi do pomieszczenia zwanego kuchnią. Zastaję ją opartą o nie wielkich rozmiarów szafkę kuchenną. Jest wyraźnie nieobecna, nie zauważa nawet jego obecności tak blisko niej. Podchodzi i zgrabnie całując ją w czoło, budzi brunetkę z tylko jej znanych myśli. Lustruję ją swoimi cudownie błękitnymi tęczówkami, swoim Norweskim spojrzeniem. Zatapia się w jej głębokich czekoladowych , pięknych dla niego oczach, choć nie są to te skandynawskie oczy. To właśnie w niej kochał zawsze, tą cudowną odmienność, spowodowaną polsko - austryjackimi korzeniami, które w żaden sposób nie łączyły się z jej teraźniejszym miejscem zamieszkania.
    - Zmieńmy się! - brunetka spogląda nieśmiało na wysokiego niebieskookiego blondyna, całego jej blondyna, choć w ostatnim czasie dla niej nie był nim.
    - Dlaczego?
            - Nie widzisz co się z nami dzieję?
    - Nic.
    - No właśnie nic! Jesteśmy młodzi, powinniśmy cieszyć się życiem. Tym czasem my zachowujemy się jak stare dobre małżeństwo.
    - Ale co w tym złego? Kochamy się, cóż więcej nam potrzeba?
    - Świeżości w naszym życiu! Czasem zastanawiam się czy ty na prawdę kochasz mnie tak mocno! - odstawia pusty już kubek a jej wzrok wznosi się gdzieś na wysokość przestronnego okna. Drobne płatki które opadają za szybką są teraz dla niej ciekawsze, próbuje uciec od jego niebieskiego spojrzenia.
    - Kocham. - próbuję ją przekonać, jednak ona wie że wcale tak nie jest.
    - Widzisz,  nawet nie wiesz jak dalekie są Twoje słowa od prawdy. - niczym nie wzruszona wypowiada te słowa spokojnym głosem, zadziwiając nie tylko jego ich treścią ale również ją swoim spokojem.
    - Sądzisz że jest inaczej?
    - Wiem że tak jest. Kiedyś wszystko było inne, kiedyś nawet chleb smakował inaczej, kiedyś nawet zwykła herbata wypita z Tobą smakował inaczej, smakował dobrze, a przecież wiesz jak nie lubię herbaty. - Widziała jak każdego kolejnego dnia wszystko było inne. Z początku namiętność która była w nich rozpalała ich wspólne uczucie, teraz ta drobna iskierka coraz bardziej gasła. Nawet te drobne gesty które czasem wykonywali nie były w stanie utrzymać ich płomienia. On nie skupiał się już na tych mniej ważnych rzeczach, które dla niej były wielkimi. Wszystko poświęcał pracy, którą mógł nazywać hobby.  Była dla niego przyjemnością której oddawał się najbardziej.
    - Oddalamy się od siebie.
    - I sądzisz że to moja wina? - spogląda na nią,lecz ona nie chce uczynić tego samego. Może nie sądzi że to jego wina, lecz to właśnie on nie ma czasu, to on poświęca się pracy. Nie jest już dla niego wszystkim, nie jest jego skarbem którym była zawsze, w tedy kiedy kochał najmocniej. Teraz stała się dodatkiem do wygodnego życia, którego nie chciał zmieniać. Ale ona potrzebowała zmian, potrzebowała znów poczuć się kochana.
    - Nie sadzę tak.
    - Jednak?
    - Jednak rozlatujemy się.
    - Więc może to czas na zmiany?
    Pozostają w długiej ciszy, ciszy która ją rani, lecz rani mniej niż jego słowa. Nie wiedziała że po tylu latach usłyszy z ust kogoś kogo kocha że nie jest już potrzebna. Może i nie powiedział w prost, lecz wiedziała co kryję się za jego słowami. Nie spojrzała na niego już kolejny raz, utrzymując wzrok gdzieś w przestrzeni za grubą szybą. Pozostawała obojętna na jego gesty. On ciągle czekał na jej ruch, lecz nie przeczuwał że jego słowa mogły ją zranić. Już dawno przestał myśleć czy coś może sprawiać jej ból. Uważał ją za na prawdę silną kobietę która była odporna na zadawane jej ciosy. Mylił się i to bardzo. Pod grubą warstwą obojętności kryła się krucha niczym porcelana dziewczyna. Choć starała się nie pokazywać słabości bo życie nauczyło ją być zimną na całe zło, nie potrafiła uleczyć małej dziewczynki w środku niej.
    Znudzony czekaniem opuścił zimną kuchnie. Zostawił ją samą z jej myślami. Ona jednak nie wzruszona czekała na jego wyjście, czekała aż w końcu opuści mieszkanie. Po niespełna dziesięciu minutach, z torbą treningową przewieszoną przez ramie, bez słowa pożegnania zamykał za sobą frontowe drzwi. Teraz mogła pozwolić sobie na słabość. Uderzając pięścią w stół pozwoliła by pierwsze gorzkie łzy spłynęły po jej policzkach.
~*~
     Wrócił późno  Nie zastanawiając się rzucił torbę w kont mieszkania i udał się do kremowej kuchni. Sięgając do lodówki i dobierając butelkę wody mineralnej w dłoń wypił ją duszkiem. W mieszkaniu panowała głucha cisza, cisza której się nie spodziewał. Na dębowym stole miejsce zajmowała błękitna, złożona na pół karteczka. Zabierając kolejną butelkę z lodówki, sięgnął również po karteczkę. Uchylił ją delikatnie.
           "Kochać będę zawsze, lecz nie potrafię czekać całe życie na Ciebie.
Żegnaj! "
    Jeszcze nie wiedział, że zniknęła z jego życia być może na zawsze.



"Don't give me hope if there's nothing to this
Don't let me in if you're not there
What I'm feeling doesn't happen every day
So baby please play me fair"
~Freddiw Stroma

_____________________________
Zaczynamy! 
Więc, to początek czegoś nowego, 
mam nadzieję że spodoba sie choć paru osobą ta historia.
Więc, jeśli ktoś chce być informowany to proszę zostawcię
namiary w komentarzach ;)
Pozdrawiam,
Metka.