niedziela, 31 marca 2013

trzy: szary życiorys prześladuję do końca.


"Gdybyś mógł mnie teraz widzieć czy byś mnie poznał
Czy poklepałbyś mnie po plecach czy skrytykował
Czy podążyłbyś za każdą linią na mojej splamionej łzami twarzy
Położył dłoń na sercu, które jest tak zimne jak dzień w którym Cię zabrano"



Tom.
    Wszystko było by dobrze. Było by, gdyby nie mało udane konkursy na Letalnicy, gdyby nie koniec sezonu. Bo przecież tylko skoczny świat był dla niego podporą, ucieczką od wszystkich myśli. I właśnie tam w Planicy gdzie już zawsze od czterech lat kończyło się jego wesołe życie, pozostał teraz również jego sens. Bo ciągle w głowie miał małą kremową kopertę i czekoladowo oka brunetkę. Którą kochał. Kochał mimo że nie widział przez cztery lata, mimo że nie zamienił słowa, krótkiej wiadomości. Lecz on ciągle nie potrafił dopuścić tej myśli do własnej świadomości, a przecież nie wymagało to wiele z jego strony. Jednak on ciągle chciał pokazać że jest wielki, że potrafi sobie poradzić ze wszystkim, a jednak, na przekór wszystkiemu nie potrafił. Był słaby. Był marionetką którą rządził los i bez jego jakiego kol wiek zdania robił z nim co tylko mu się podobało. A on ciągle nie miał sił by wyjść na przekór problemom, by zwalczyć przeciwności losu i w końcu żyć własnym życiem. Nie tym udawanym, nie tym wyidealizowanym przez jego otoczenie, po prostu własnym światem. Historią tylko i wyłącznie tworzoną przez jego dłonie i jego myśli, tylko przez tego dawnego pewnego siebie Toma.Toma którego dawno już nie ma, którego zastąpił jego cień. Bardzo niepewny siebie, skryty i przede wszystkim walczący by stwarzać jak najlepsze pozory człowieka szczęśliwego, którym wcale nie był, cień
.
    I już tam, trzy tygodnie temu w tej szczęśliwej a za razem nieszczęsnej Planicy czuł że od następnego dnia  znów będzie wieść swoje puste życie. Bo właśnie skoki zapełniały je po brzegi odkąd został sam. Odkąd przestał liczyć że znów wróci do domu i poczuję ten charakterystyczny zapach damskich perfum, który dawno wyparował. Zapach wyparowały lecz myśl o niej nigdy. Zapełniała jego głowę każdego wieczoru, zastanawiał się gdzie jest, co teraz robi, czy ułożyła sobie życie bez niego. I w końcu dostał odpowiedź na swoje myśli. Ukazała się mu w postaci nieszczęsnej kremowej koperty i teraz prześladowała dwa razy bardziej. Prześladowała już tam w Planicy chodź nie wiedział, ani nie przeczuwał że dowie się czegoś o swojej brunetce, która już długo nie była "jego brunetką". W tedy nie wiedział jeszcze o kremowej kopercie, lecz też nie wiedział o jej obecności tak blisko niego.

    Była tam, w ten ostatni dzień, po konkursach indywidualnych przyjechała tam lecz nie chciała. Przyjechała do Thomasa bo tak bardzo chciał ją zobaczyć, cieszyć się razem z nią tymi ostatnimi chwilami sezonu. I była na jego życzenie, bo teraz tylko tyle mogła dla niego zrobić. Z uśmiechem na ustach, ciemnymi okularami na nosie i ciepłą wełnianą czapką, żwawo rozmawiała z Gregorem. Gratulowała mu zwycięstwa w Pucharze Świata, lecz ciągle miała w sobie wiele niepewności i to właśnie spowodowanych przez niego. Bo tak bardzo nie chciała go spotkać, bała się nawet krótkiego spojrzenia w jego norweskie oczy, bała się wspomnień które w każdej chwili mogły powrócić. A najbardziej bała się swojego uczucia, które nigdy do końca nie wygasło, lecz zostało stłumione przez nowe. Jednak los nigdy nie był dla niej przychylny. Ujrzała jego nienaganną jak zawsze postać wyłaniającą się zza rogu. Zamarła na kilka chwil by ponownie wrócić do rozmowy z roześmianym Austryjakiem, szczęśliwym jak nigdy. Tylko kątem oka odprowadziła jego sylwetkę, która nie zawahała się nawet na chwilę, pozostawiając ją nie rozpoznaną.

    Ten dzień wydawał się być inny od wszystkich w Planicy. Czuł że coś tego dnia będzie inne, i los nie omylił go.Lecz to właśnie on popełnił błąd, pomylił się. Bo był tak blisko nieosiągalnej przez tyle lat brunetki, a on najzwyczajniej w świecie przeszedł obok niej obojętnie, nie poznał jej. Te pełne malinowe uśmiechnięte usta nie dawały mu ciągle spokoju, wydawały się być takie bliskie. Jednak to nie wystarczyło by w tych malinowych ustach które kiedyś miał obok siebie każdego dnia, które namiętnie całował, rozpoznał "jego" brązowooką brunetkę. Bo tak bardzo już nie przypominała mu tej cichej skromnej Malin, teraz była pewna siebie, wyraźnie otwarta na ludzi. Dawna Malin była inna, żyła w jego cieniu, jego i jego kariery która zawsze była na pierwszym miejscu. Teraz to ona błyszczała, była ważna dla innych  i ewidentnie wyróżniała się swoją osobowością ale również i urodą, której bóg nie podarował jej za mało. Zawsze kusiła pełnymi malinowymi ustami, kremową cerą i cudownie czekoladowymi tęczówkami, które były odbiciem całej jej duszy.

    Teraz gdy te trzy tygodnie minęły żółwim tempem, on nawet nie pamiętał o malinowych ustach. Bo tak wiele się wydarzyło, wiele i nie wiele. Kremowa koperta spoczywała na szklanym stoliku a on kolejny raz, bez większego celu wpatrywał się w nią nieustannie. A przecież to nic nie dawało, nie koiło bólu, nie pomagało zapomnieć. Działało wręcz pobudzająco na jego szare komórki, na wszelakie wspomnienia które przytłaczały jeszcze bardziej, które coraz mocniej przypominały o trzynastym lipca, tym nieszczęsnym trzynastym. Pechowa trzynastka. Tak wiele ludzi wierzyło w czarną moc tej liczby, choć on nigdy nie przywiązywał wagi do tego rodzaju zabobonów, tego wieczoru uwierzył. Bo ten trzynasty będzie pewnego rodzaju porażką, jego indywidualną porażką.

    I mógłby tak każdego dnia, wpatrywać się w mały prostokąt, popijając kolejne łyki Jacka Danielsa z kwadratowej szklanki. Dla niego była to już szara rzeczywistość, rutyna w której ewidentnie się obracał, jednak nie był sam na świecie. Kogoś jeszcze obchodził, ktoś z nim się liczył. Bo przecież nie zauważył gdy czas zbliżył się do świąt, do tego czasu tak okropnie znienawidzonego przez te ostatnie cztery lata. Bo przecież teraz był sam, nie miał z kim spędzać tego radosnego dla wszystkich czasu. Odwiedzał tylko czasem rodzinę, w której nie czuł się ostatnio za dobrze, w której wszyscy wypominali mu "jego brunetkę". Jednak te święta miały być inne, te święta nie miały być samotne. Ten wielkanocny poranek miał spędzić z rodziną Andersa, lecz nie chciał. Wiedział że Bardal chce dla niego jak najlepiej, że che mu pomóc wyrwać się ze sztuczności w którą popadł jednak on tego nie potrzebował, jemu po prostu był dobrze. Jednak Bardal wiedział, znał przyjaciela zbyt dobrze. Wpadł do jego mieszkania i przyglądając mu się uważnie wyrwał butelkę z dłoni przyjaciela.

    - Przestań w końcu, aż żal patrzeć jak staczasz się na dno!




"If you could see me now would you recognise me
Would you pat me on the back or would you criticise me
Would you follow every line on my tear stained face
Put your hand on a heart that's was cold as the day you were taken away"
~The Script 

_____________________________________________________________________________
I tak właśnie powstała już trójeczka.
Zakochałam się w tym opowiadaniu, pierwszy raz w czymś co piszę.
Mam cichą nadzieję że spodoba wam się choć w połowię tak jak mi :))
Życzę wam wszystkim Wesołych Świąt ;))
pozdrawiam,
Metka.

niedziela, 24 marca 2013

dwa: wspomnienia zawsze wracają.


"Co, gdybym powiedział Ci, kim tak naprawdę jestem
Co, gdybym wciągnął Cię w moją tajemnicę
Co, jeśli powiedziałbym Ci, co się rzeczywiście dzieje
Nigdy więcej maskowania się, nigdy więcej tej gry
Jest tak wiele rzeczy, które chcę powiedzieć
Ale tak bardzo boję się wyznać każdy mały sekret, który ukrywam"


   Malin.

        Trzymając w dłoni kremową kopertę śledziła wzrokiem każdą zgrabnie napisaną na niej literkę. Zastanawiała się czy na pewno tego chce, czy pozwoli ponownie wrócić wspomnieniom  Po jej bladych ze strachu policzkach, spłynęły zaledwie dwie kryształowe łzy. Nie mogła pozwolić sobie na kolejne załamanie, na powracające wspomnienia które ciągle przynosiły ból. Ból, ale też przynosiły starą miłość która gdzieś głęboko jeszcze się tliła. Być może ona nie zdawała sobie z tego sprawy, nie chciała dopuścić do własnych myśli wiadomości że może ciągle kocha tego niebieskookiego blondyna, to jego cudownie norweskie spojrzenie. Tym razem też nie chciała tego zrobić. Zgrabnym i za razem zdecydowanym ruchem odłożyła kopertę na miejsce innych identycznych, podjęła decyzję której nie mogła już odwrócić.

        Wierzchem dłoni otarła pozostałości po spływających łzach i powróciła na wygodną kanapę, z kubkiem gorącej herbaty z imbirem w dłoni. Nie myślała już o kremowych kopertach, o całym ich stosie, myślami była znacznie dalej. Czerwonym przyciskiem pozwoliła by telewizor włączył się, a następnie szybkim ruchem włączyła jeden ze sportowych kanałów. Z uśmiechem na ustach obserwowała zmagania jej blondyna na wielkiej skoczni, Letalnicy.* Natomiast on, z uśmiecham na ustach pomachał do małej kamerki, tak jakby przeczuwał że ona jest tam po drugiej stronie, na wygodniej kanapie w ich mieszkaniu i czeka tylko na jego skok. I była, nie pomylił się, była z nim już niezmiennie od czterech lat. Długich czterech lat podczas których wydarzyło się wiele, tych i dobrych i złych chwili. Podczas tego czasu zdążył zakochać się w niej bez pamięci, oddać jej cale swe serce by móc choć przez chwilę potrzymać ją za dłoń, delikatnie ucałować w skroń.

        Widząc cudowny, radosny uśmiech swojego narzeczonego wspominała jakie były ich początki, gdy przyjechała po długiej nieobecności w słonecznym Villach. Gdy wróciła zmęczona swoim życie, monotonią w które się zamieniło. Początkowo zapukała do starszego od tego w którym teraz mieszka, domu by zobaczyć uśmiechniętą twarz rodzicielki. Z otwartymi rękami przywitała swoją dawno nie widzianą córkę, córkę która wyjechała spełniać swoje marzenia do Norweskiego świata, spełniając marzenia została tam na stałe.Lecz jej skrzydła trochę podłamane, lekko podrapane życiem zapragnęły ponownie zabrać ją do rodzinnego miasta. I wszystko było dobrze, dobrze tylko za dnia, gdy stwarzała wokół siebie aurę szczęścia i radości  aurę której nikt nie był w stanie pokonać. Inaczej było nocą, gdy wszystko zmieniało dla niej sens, gdy wszystko było inne. Każda minuta wypłakana w poduszkę była wiecznością, a z niemiłym uczuciem odliczała nieprzespane godziny do białego poranka, gdy stanie na nogi i ponownie przybierze na usta sztuczny uśmiech, w którym wszyscy dookoła będą odnajdywać coś szczerego. Jednak nigdy nie był szczery, ból który rozdzierał ją od środka nie pozwalał jej na to.

        Ale wszystko się zmieniło tego dwudziestego czwartego marca dwa tysiące dziewiątego roku. Zapragnęła w tedy obejrzeć coś nowego, nie serial, nie coś co po raz kolejny przypominać jej będzie o starej zimnej Norwegi. Trafiła na program sportowy, na kolejną powtórkę konkurs skoków narciarskich, nie mogła już tego wytrzymać, cisnęła pilotem i zabierając kurtkę wybiegła z mieszkania. Potrzebowała świeżego powietrza, chwili wolności od własnych przytłaczających ją myśli, których nie potrafiła już kumulować w głowie. Nie patrząc przed siebie, kopiąc tylko niezdarnie wszystko co znalazło się jej na drodze  niezdarnie potrąciła kogoś. I właśnie ten ktoś odmienił jej całe życie. Pośpieszne przepraszając go i pomagając podnieść przewrócone torby przez chwilę zapomniała o wszystkim. Spotykając na swojej drodze nowe niebieskie tęczówki, które były już całkiem inne niż poprzednie, niż te norweskie. Te były piękne, górskie, austryjackie. Sprawiły że pierwszy raz tak na prawdę szczerze się uśmiechnęła, zapomniała o całym źle tego świata który ją otaczał. I właśnie on zaprosił na kawę. Nie opierając się długo weszła do jego przestronnego domu, nowego dla niej. I została już na dłużej. On opowiedział o tym że przecież się znają, że przecież kiedyś chodzili razem do jednej klasy. I przypomniała sobie o małym zabawnym Thomasie, którego teraz w cale nie przypominał. Ta chwila rozmowy sprawiła że chciała więcej, że teraz potrzebowała go nawet w tedy kiedy go nie było.

        I tak zostało. Została z nim, i przez kolejne cztery lata oddawała mu codziennie inną część siebie. A najdłużej oddawała mu serce, którego ciągle nie mogła oddać w całości. Bo on nie znał całej prawdy, nie znał jej szarego życia spędzonego w Norwegii, nie znał miłości jej życia, która pewnego dnia na prawdę ją zraniła, od której ona uciekła. Obiekt jej miłości znał wręcz bardzo dobrze, lecz nie wiedział ze to właśnie on ciągle ma jej serce. Że to ten Tom z którym przynajmniej raz na dwa tygodnie widzi się na skoczni, na kolejnych nowych konkursach. I właśnie to najbardziej ją raniło, to że nie potrafiła oddać całego serca osobie która pierwszy raz w życiu oddała jej wszystko, całe swoje życie i całą piękną miłość którą ją obdarzył.

        Teraz zaciskała mocno palce widząc jak jej ukochany zasiada na drewnianej belce. Właśnie oddać miał ostatni skok w tym sezonie, w sezonie nieco gorszym dla niego. Przeplatanego kontuzją i zbieraniem się do ponownego skocznego świata. Uśmiechnęła się serdecznie widząc jak ląduję gdzieś za dwustu dziesiątym metrem. Cieszyła się jego szczęściem, jego radością, że w końcu osiągnął ten wymarzony na ten rok wynik, na przepięknej Letalnicy. Jednak były też te kremowe koperty które przypominały o trzynastym lipca, dniu w którym już na dobre i złe miała połączyć się z nim swoim życiem. Lecz jedna z koperta przypominała o zupełnie innym życiu którego nie potrafiła się pozbyć, które mimo dystansu jaki pokonała ciągle ją goniło. A wspomnienia były silniejsze od szczęścia które w końcu znalazła, od magi srebrnego pierścionka na jej dłoni, ciągle były i ciągle bolały. A ona w żaden sposób  nie mogła uchronić się od myśli o zimnej jak zawsze Norwegii, nawet teraz, gdy na ekranie widziała kogoś kto diametralnie zmienił jej życie.


"What if I told you

Who I really was What if I let you in on my charade?
What if I told you
What was really going on
No more masks and no more parts to play
Theres so much I want to say
But I'm so scared to give away
Every little secret that I hide behind"
~Jason Walker


_______________________________________________

** Podkład z muzyką do rozdziału:) Piosenką którą baaardzo lubię ;)
* Na potrzeby tego rozdziału umieściłam Thomasa w dzisiejszym konkursie, 
w Planicy;)
Więc tak, witam was z drugim już rozdziałem.
To opowiadanie pierwszy raz w życiu spodobało mi się, 
to co napisałam pokochałam jak nic innego.
Powstał ten rozdział pod wpływem Planicy,
Pod presją ostatnich konkursów tego sezonu,
Sezonu za którym będę niesamowicie tęsknić! 
Więc, dziękuję za wszystkie poprzednie komentarze, 
i zapraszam do zostawienia opinii na temat tego rozdziału ;)
Pozdrawiam,
Metka.

czwartek, 21 marca 2013

jeden: rozczarowanie, czy może zazdrość?




"Byłem nieostrożny, zapomniałem
Tak było
A teraz gdy wszystko jest skończone,
Nie ma nic do powiedzenia
Odeszłaś tak bez wysiłku
Wygrałaś
Możesz śmiało im powiedzieć"


Cztery lata później.
Tom.
     Na zimnych czarnych kafelkach postawił zakupy, które zdążył zrobić pięć minut przed zamknięciem sklepu. Z wielkim pośpiechem, zresztą jak codziennie od kilku już lat. Nie zmieniał się  każdego dnia  był już taki sam, z tą samą rutyną i przyzwyczajeniami  Zabrakło w jego życiu świeżości, o którą walczyła kiedyś ona. Jego ukochana brunetka która zniknęła, rozpłynęła się w przestrzeni Norweskiego kraju, a być może nawet poza nim. Nie szukał jej, nie chciał, może stracił nadzieję że to co kochał powróci, że to uczucie którym darzył ją przez kolejne lata jeszcze zabiję. Szansa na odnalezienie jej była jedna na milion i to właśnie najbardziej go zniechęcało  Był typem człowieka który nie lubił  wkładać pracy w coś co nie ma sensu, lecz nie był taki zawsze. Początki z nią były inne, dawały nadzieje na przyszłości wiec poświęcał się temu z całego serca, wkładał w ten związek wszystko. Tak również było ze skokami, walczył o najlepszego wyniki, bo chciał być najlepszy. Gdy ona była obok, a skoczną gwiazdą już był nie miał o co walczyć. Przyzwyczajał się że wszystko przychodzi bez wysiłku a on nie musi walczyć z przeciwnościami. Lecz, jego życie stanęło w miejscu a fortuna odwróciła się od niego. Pewnego zimowego wieczoru ona odeszła, zostawiła wszystko co budowali przez ostatnie dwa lata i po prostu zniknęła nie pytając o zdanie. Myślał że to jeden moment zawahania w jego idealnym życiu, pomylił się i to znacznie, gdy kolejnego wieczoru po prostu upadł, pogruchotał swoje skrzydła spadając z wysokości wprost na zimny śnieg. Wszyscy dookoła niego, na oświetlonej skoczni zamarli gdy wynosili go na noszach, zamarła i ona. Daleko od niego, już w innym życiu, jednak zamarła martwiąc się wciąż o jego życie.
     Przez następne pół roku dochodził do siebie. Próbował wyleczyć moralnego kaca, który objawił się po jej odejściu i kontuzję która wykluczyła go z gry o najwyższe podium. Po raz kolejny w swoim życiu musiał podjąć walkę, walkę z samym sobą. Ze swoim organizmem którego musiał nauczyć posłuszeństwa, i sercem które natomiast musiał oduczyć kochać. Chciał zapomnieć co znaczy to uczucie, zbyt wiele stracił by ponownie móc tak cholernie głupio się zakochać. Jednak 'serce nie sługa', jego uczucie ciągle nazywane przez niego 'chorym' nie chciało tak po prostu zniknąć, a czekoladowo oka brunetka nie chciała odejść z jego myśli. Jednak cztery lata samotności nauczyły go pokory i dystansu do samego siebie, lecz nigdy nie pomogły uleczyć chorej ambicji która czasem go jeszcze zabijała.
     Rozpakował przyniesione zakupy i w jego dłoni spoczęła poczta którą zdążył jeszcze wyciągnąć ze skrzynki. Kilka rachunków do zapłacenia, kilka ulotek i jedna kremowa koperta starannie ręcznie zaadresowana do niego. Pozostałe listy rzucił na inny stosik w kuchni, a ten jeden zabrał ze sobą do salonu oglądając jego zwierzchnią stronę. Zaciekawiony jego treścią niestarannie rozerwał kopertę i teraz trzymał w dłoni białe zaproszenie. Zaskoczony dwiema złotymi obrączkami na pierwszej stronie,  zastanawiał się który z jego kolegów może się żenić.
Dnia 13 lipca o godzinie 15.00
w kościele św. Jakuba w Villach
zostaną połączeni Sakramentem Małżeństwa
Malin Larsen
i
Thomas Morgenstern
     Z wielkim uciskiem w gardle jeszcze raz przejrzał kartkę by upewnić się czy to wszystko to prawda, czy jego oczy nie zawodzą go. Jego dobry kolega się żeni. Była to swego rodzaju dobra wiadomość  lecz, zabolała informacja że wybranką jego serca jest jego czekoladowo oka brunetka. Brunetka której nie szukał, którą stracił cztery lata temu, którą jednak wciąż kochał. Niezdarnie rzucił białą kartkę na szklany stolik, a swoją twarz schował w dłonie. Zapłakał, gorzko zapłakał. Wiadomość o ślubie całkowicie zabiła resztki jego nadzieji na coś czego już nie ma. Cały czas wmawiał sobie  że już zapomni  że nie kocha, oszukiwał się każdego poranka gdy budził się a jej nie było obok. Gdy serce z tęsknoty nawet wyrywało się do starych fotografii które schował głęboko pod stertą ciuchów. Długo nie odważył się otworzyć małej czarnej skrzynki z obawy przed wspomnieniami.
      "Mężczyźni nie ryczą! Nie bądź babą Hilde!". Upomniał się w myślach, nie chciał być mięczakiem, jednak zbyt mocno ta wiadomość odbiła się echem w jego życiu. Przeklną głośno wiedząc że ten nieszczęsny 13 lipca będzie najgorszym dniem w jego życiu, i nie miał zamiaru w całej tej bajce brać udziału. Nie chciał cieszyć się jej szczęście, nie mógł pozwolić sobie na chwile słabości w jej obecności, więc bezpieczniej było obejść się bez wizyty w Villach. W jego głowie ciągle krążyło pytanie dlaczego go zaprosiła? Nie mogła obejść się bez jego wizyty, bez wizyty starej miłości od której uciekła. Jednak zdał sobie sprawę że zapewne to Thomas chciał go zaprosić, zresztą zawsze mieli ze sobą dobry kontakt.
     Teraz mógł nazwać się człowiekiem straconym. Na pozór wśród otaczających go przyjaciół uchodził za optymistę który zaledwie na chwilę zgubił swoje skrzydła, lecz jakże efektownie się po upadku podniósł. Dla nich liczyła się zewnętrza warstwa człowieka, lecz on ciągle nie potrafił pozbierać swojej duszy, a serce wciąż pozostawało w kawałkach. Dusił w sobie wszystkie emocję, nie pozwalał by jego rozpacz ujrzała światło dzienne. Był dobrym aktorem, wręcz znakomitym, większość ludzi w okół niego nie dostrzegało tego zmarnowanego życiem mężczyzny. Był tylko Bardal, przyjaciel który wiedział wszystko.
     Był i teraz, gdy on załamany niewesołą dla niego wiadomością siedział w salonie. Wszedł bez pukania, u niego zawsze było otwarte, i złodziei wręcz zapraszały swoją gościnnością, by go odwiedzili. Pokiwał z politowaniem głową  gdy zauważył załamanego przyjaciela. Nie miał ochoty kolejny raz wysłuchiwać gdy ten będzie wszystkiemu zaprzeczał, gdy kolejny raz powie że dał jej odejść. Dobrze wiedział jak było na prawdę i wcale wbrew pozorom nie pozbierał się po tym wszystkim, nigdy nie dopuścił do swojej świadomości informacji że ona sama nie wróci. Nie chciał jej szukać, a teraz życie kolejny raz zadaje mu cios, po którym będzie mu trudno się pozbierać.



"I was careless, I forgot
I did
And now when all is done
There is nothing to say
You have gone and so effortlessly
You have won
You can go ahead tell them"
~Impossible. 

_____________________________

Już pierwszy rozdział, nowego, kolejnego
mojego już opowiadania. Historia ta
na pewno nie będzie prosta! 
Będzie tu wiele zagadek i problemów ;)
mam nadzieję że może znajdzie sie parę osób którym się
to co piszę spodoba ;) 
proszę o opinię w komentarzu ;)
pozdrawiam,
Metka. 


sobota, 16 marca 2013

Everything Has Changed. ~




"Nie dawaj mi nadziei jeżeli nie ma podstaw do niej
Nie pozwól mi być gdzieś jeżeli cie tam nie ma
To co czuję nie zdarza się codziennie
Więc kochanie proszę grajmy fair"



         Budzi się i spogląda na zegarek który wskazywał równo siódmą trzydzieści. Przekręca się z niesmakiem na plecy, by choć spróbować przypomnieć sobie sen z którego wyrwała się zaledwie kilka sekund wcześniej. Za każdym razem jej starania nie przynosiły nic pozytywnego. Kolejny raz zła na siebie że nie zatrzymała choć na kilka sekund fantazji, podnosi się opierając na dłoniach.  Próbuję powrócić do szarej otaczającej ja rzeczywistości   Nie pozwala jej na to wyobraźnia wciąż pobudzona, ale intensywnie pomaga lekkie pochrapywanie. Spogląda zaspanym wzrokiem w prawo, by zauważyć postać ciągle śpiącego, niczym nie poruszonego blondyna. Szara rzeczywistość wraca jak bumerang, nie pozwalając już ponownie zasnąć. Nudny czas mimo że u jego boku.   U boku kogoś, kogo kochała całym sercem, choć teraz jej życie nie było czymś czego chciała. Potrzebowała chwili zapomnienia, szaleństwa w którym zapomni o codzienność. Lecz jemu podobało się to w czym trwali, ten stan amoku w którym się znaleźli.
    Nie poznawała go, nie był już tym samym zakochanym w niej do szaleństwa mężczyzną. Stał się uciekającym do swej przyjemnej pracy kolegą, nie było stać jej na inne określenie. Był inny, zimny na nią, na jej uczucia które ciągle nie zmiennie były gorące. Jej serce z każdym jego słowem, dotykiem wręcz gotowało się w niej z miłości do niego. On nie rozumiał, nie pojmował tego. Choć ona starała się każdego dnia okazać mu to jeszcze mocniej, on ciągle pozostawał zimny. Nie potrafiła w żaden sposób rozgrzać jego zlodowaciałego serca, nawet miłością która była najsilniejsza.
    Tego dnia chciała coś zmienić, chciała wyrwać się z tego dziwnego stanu którego nie potrafiła zrozumieć. Delikatnie, nie chcąc go budzić wyślizgnęła się z ciepłej pościeli i swoje zwiewne kroki skierowała ku wyjściu z pomieszczenia. Przyjemny chłód który panował we wszystkich pomieszczeniach, spowodował lekką gęsią skórkę na jej gołych ramionach. Szybkim ruchem zarzuciła na nie jego leżącą w przedpokoju za dużą bluzę, zresztą jak każdego poranka. Zasięgnęła do dzbanka i przecierając zaspane czekoladowe oczy, zaparzyła czarną aromatyczną ciecz w której po chwili zamoczyła swoje pełne malinowe usta. Rozkoszowała się smakiem na prawdę dobrej kawy, myślami ciągle była gdzieś daleko.
    Zbudzony jej nieobecnością niedługo po niej, po piętnastu minutach również zaspany jak ona, z uśmiechem wchodzi do pomieszczenia zwanego kuchnią. Zastaję ją opartą o nie wielkich rozmiarów szafkę kuchenną. Jest wyraźnie nieobecna, nie zauważa nawet jego obecności tak blisko niej. Podchodzi i zgrabnie całując ją w czoło, budzi brunetkę z tylko jej znanych myśli. Lustruję ją swoimi cudownie błękitnymi tęczówkami, swoim Norweskim spojrzeniem. Zatapia się w jej głębokich czekoladowych , pięknych dla niego oczach, choć nie są to te skandynawskie oczy. To właśnie w niej kochał zawsze, tą cudowną odmienność, spowodowaną polsko - austryjackimi korzeniami, które w żaden sposób nie łączyły się z jej teraźniejszym miejscem zamieszkania.
    - Zmieńmy się! - brunetka spogląda nieśmiało na wysokiego niebieskookiego blondyna, całego jej blondyna, choć w ostatnim czasie dla niej nie był nim.
    - Dlaczego?
            - Nie widzisz co się z nami dzieję?
    - Nic.
    - No właśnie nic! Jesteśmy młodzi, powinniśmy cieszyć się życiem. Tym czasem my zachowujemy się jak stare dobre małżeństwo.
    - Ale co w tym złego? Kochamy się, cóż więcej nam potrzeba?
    - Świeżości w naszym życiu! Czasem zastanawiam się czy ty na prawdę kochasz mnie tak mocno! - odstawia pusty już kubek a jej wzrok wznosi się gdzieś na wysokość przestronnego okna. Drobne płatki które opadają za szybką są teraz dla niej ciekawsze, próbuje uciec od jego niebieskiego spojrzenia.
    - Kocham. - próbuję ją przekonać, jednak ona wie że wcale tak nie jest.
    - Widzisz,  nawet nie wiesz jak dalekie są Twoje słowa od prawdy. - niczym nie wzruszona wypowiada te słowa spokojnym głosem, zadziwiając nie tylko jego ich treścią ale również ją swoim spokojem.
    - Sądzisz że jest inaczej?
    - Wiem że tak jest. Kiedyś wszystko było inne, kiedyś nawet chleb smakował inaczej, kiedyś nawet zwykła herbata wypita z Tobą smakował inaczej, smakował dobrze, a przecież wiesz jak nie lubię herbaty. - Widziała jak każdego kolejnego dnia wszystko było inne. Z początku namiętność która była w nich rozpalała ich wspólne uczucie, teraz ta drobna iskierka coraz bardziej gasła. Nawet te drobne gesty które czasem wykonywali nie były w stanie utrzymać ich płomienia. On nie skupiał się już na tych mniej ważnych rzeczach, które dla niej były wielkimi. Wszystko poświęcał pracy, którą mógł nazywać hobby.  Była dla niego przyjemnością której oddawał się najbardziej.
    - Oddalamy się od siebie.
    - I sądzisz że to moja wina? - spogląda na nią,lecz ona nie chce uczynić tego samego. Może nie sądzi że to jego wina, lecz to właśnie on nie ma czasu, to on poświęca się pracy. Nie jest już dla niego wszystkim, nie jest jego skarbem którym była zawsze, w tedy kiedy kochał najmocniej. Teraz stała się dodatkiem do wygodnego życia, którego nie chciał zmieniać. Ale ona potrzebowała zmian, potrzebowała znów poczuć się kochana.
    - Nie sadzę tak.
    - Jednak?
    - Jednak rozlatujemy się.
    - Więc może to czas na zmiany?
    Pozostają w długiej ciszy, ciszy która ją rani, lecz rani mniej niż jego słowa. Nie wiedziała że po tylu latach usłyszy z ust kogoś kogo kocha że nie jest już potrzebna. Może i nie powiedział w prost, lecz wiedziała co kryję się za jego słowami. Nie spojrzała na niego już kolejny raz, utrzymując wzrok gdzieś w przestrzeni za grubą szybą. Pozostawała obojętna na jego gesty. On ciągle czekał na jej ruch, lecz nie przeczuwał że jego słowa mogły ją zranić. Już dawno przestał myśleć czy coś może sprawiać jej ból. Uważał ją za na prawdę silną kobietę która była odporna na zadawane jej ciosy. Mylił się i to bardzo. Pod grubą warstwą obojętności kryła się krucha niczym porcelana dziewczyna. Choć starała się nie pokazywać słabości bo życie nauczyło ją być zimną na całe zło, nie potrafiła uleczyć małej dziewczynki w środku niej.
    Znudzony czekaniem opuścił zimną kuchnie. Zostawił ją samą z jej myślami. Ona jednak nie wzruszona czekała na jego wyjście, czekała aż w końcu opuści mieszkanie. Po niespełna dziesięciu minutach, z torbą treningową przewieszoną przez ramie, bez słowa pożegnania zamykał za sobą frontowe drzwi. Teraz mogła pozwolić sobie na słabość. Uderzając pięścią w stół pozwoliła by pierwsze gorzkie łzy spłynęły po jej policzkach.
~*~
     Wrócił późno  Nie zastanawiając się rzucił torbę w kont mieszkania i udał się do kremowej kuchni. Sięgając do lodówki i dobierając butelkę wody mineralnej w dłoń wypił ją duszkiem. W mieszkaniu panowała głucha cisza, cisza której się nie spodziewał. Na dębowym stole miejsce zajmowała błękitna, złożona na pół karteczka. Zabierając kolejną butelkę z lodówki, sięgnął również po karteczkę. Uchylił ją delikatnie.
           "Kochać będę zawsze, lecz nie potrafię czekać całe życie na Ciebie.
Żegnaj! "
    Jeszcze nie wiedział, że zniknęła z jego życia być może na zawsze.



"Don't give me hope if there's nothing to this
Don't let me in if you're not there
What I'm feeling doesn't happen every day
So baby please play me fair"
~Freddiw Stroma

_____________________________
Zaczynamy! 
Więc, to początek czegoś nowego, 
mam nadzieję że spodoba sie choć paru osobą ta historia.
Więc, jeśli ktoś chce być informowany to proszę zostawcię
namiary w komentarzach ;)
Pozdrawiam,
Metka.

sobota, 9 marca 2013

Autorka.

                    Niespełna 17 letnia Polka, mieszkanka małej malowniczej miejscowości na pogórzu Karpackim która zwie się Okocim. Urodzona 29 Kwietnia. Brunetka o czekoladowych oczach, której niesamowitą pasją jest taniec, siatkówka już od 5 lat, i ponad wszystko wielka fanka skoków narciarskich. Najlepiej czuję się w towarzystwie swoich trzech najbliższych przyjaciółek, które pełnią w jej życiu bardzo ważną rolę. Uczęszczająca do liceum o zabawnym profilu, Matematyk - Fizyka - Geografia, co nawet w małym stopniu nie łączy się z jej pasją pisarską. Przez pewien okres pisała artykuły na jedną z stron siatkarskich, jednak teraz strona jest modyfikowana. Jej drugą pasją jest pasja pisania przeróżnych historii przede wszystkim wymyślanych przez jej wyobraźnie. Nie należy do nastolatek które są fanatyczkami i hot piszczącymi dziewczynami, potocznie nazywanymi "Hotkami". Jest po prostu dziewczyną wciągnięto w skoczno - siatkarski świat, jednak pozytywnie wciągnięta. Wieży że na Twitterze poznała najlepszych ludzi na świecie, i z całego serca chciała by ich kiedyś spotkać.
                    Nie jest do końca przekonana co do tego co pisze, nie uważa to za coś baardzo dobrego, lecz historia którą tworzy jest historią w którą włożyła całe swoje serce, jest dla niej ważna. Być może ktoś znajdzie się ktoś komu nie przypadnie do gustu, jednak ma cichą nadzieje że również będzie ktoś taki komu się spodoba.  Tak, to by było na tyle o tej dziewczynie. Dołącza swoje zdjęcie.
                A co do opowiadania. Będzie to dość nie typowa jak na nią historia która pojawiła się w jej głowie dość niedawno, i już znalazła wyraźnie miejsce w jej sercu. Ponownie bohaterami będą Panowie Team Norway, bo to oni zajmują najwięcej miejsca w jej sercu tuż za Polakami! Będzie to historia odnajdującej się po latach miłości, i nie koniecznie bez problemów.
Można autorkę znaleźć na  Twitterze @meeeetka
Posiada dwa opowiadania jedną już chyli sie ku końcowi, Between The Lines, i drugie siatkarskie które stanęło w miejscu jednak już ma świeży pomysł na nie, Faith. Hope.Love. I jeszcze jedne z małymi jednopartami, z których jest w małym stopniu zadowolona. Loved You First. Więc to na tyle, do zobaczenie z pierwszym rozdziałem.
Pozdrawiam,
Metka.