piątek, 19 kwietnia 2013

Piec : "może kiedyś znajdzie swoje szczęście"




Jak mogę cię zapomnieć?
Wspomnienia przychodzą i odchodzą
Jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek chciałem
Jesteś wszystkim, co kiedykolwiek znałem



Malin.
    Długa biała suknia spoczywa nierówno rozrzucona na jej kolanach i wokół zielonej ławeczki. Ciemny tusz zmieszany z perłowymi łzami już nawet jej nie przeszkadzał, nawet nie przejmowała się że brudził biały materiał. Bo teraz było coś ważniejszego, coś o co walczyła przez ostatnie miesiące właśnie prysnęło jak bańka mydlana. Przez jedno spojrzenie, przez jedną parę błękitnych Norweskich tęczówek, przez ich jedne łzy. Bo poczuła coś czego dawno nie czuła, bo pokochała go mimo tego jednego krótkiego wspomnienia, bo jej serce nie zapomniało. Kochała go, ciągle i nieprzerwanie od czterech lat, nawet przez czas tej rozłąki. Lecz jednak bardziej zraniła teraz nie siebie, nie Norwega lecz Austryjaka któremu uciekła, w ten najpiękniejszy dzień, Austyjakowi który ją kochał. 
          Całe życie marzyła o tej jednej pięknej prawdziwej miłości, o cudownym życiu przy boku faceta który będzie ją kochał. I choć znalazła tą chwilę szczęścia, zaplanowała całe swoje życie już do końca, kolejny raz los planuje coś za nią, przewraca całe jej życie do góry nogami. A już na prawdę chciała być szczęśliwa na zawsze, lecz nie mogła tego zyskać wykorzystując miłość innego człowieka, tak na prawdę nie mogąc oddać mu swego serca. Podjęła tego dnia najważniejszą decyzję jaką kol wiek mogła poddać, lecz moment w którym to zrobiła był mało odpowiedni. Zbyt późno odważyła się ratować miłość która już dawno zaginęła, którą zagubili zimnego poranka w Norweskim Lillehammer. 
           Delikatnie podniosła się z rozgrzanej lipcowym słońcem ławki, złapała w dłoń białe szpilki i skierowała bose stopy na betonowy chodnik. Bo musiała wrócić, musiała wyjaśnić to wszystko co zrobiła, temu brązowookiemu Austryjakowi. Bo była mu to winna, nie mogła odejść bez słowa, bez kilku słów które choć w małym stopniu pozwolą mu ją zrozumieć, to jak nie chce go ranić, choć teraz robi to najmocniej. Ale kochała go gdzieś tam w środku, bo on dawał jej wszystko czego pragnęła. Ciepło, rodzinę prawdziwą miłość, lecz jej miłość była inna, nie była tak idealna jak jego. Przystanęła na chwilkę, zawahała się naciskając dłonią na brązową klamkę. Bo nie wiedziała co powiedzieć, jak to wszystko wytłumaczyć. Podwinęła długą białą suknie łapiąc ją w dłonie i jednym pewnym krokiem przemierzyła spory salon jednorodzinnego domku. Skierowała się na wyższe piętro gdzie uchylając drzwi zauważyła otwartą garderobę, lecz nie było go. Zaglądając do środka zdecydowała się na kolejny ważny krok który miał zmienić wszystko. Rozłożyła czarną torbę podróżną do której wrzucała kolejne ubrania, jej własne. Bo nie mogła tu zostać, teraz po tym wszystkim, po tym jak perfidnie i bez uczuć potraktowała Thomasa. Bo za bardzo ją pokochał, zbyt mocno, a ona na to pozwoliła wiedząc ze nie odwzajemni jego pięknego uczucia równie mocno. 
            Zasunęła ostatnie dwa zamki plącząc się  kolejny raz w długiej białej sukni której ciągle nie zdjęła, o której cały czas zapominała. Nie chciała uciec, nie chciała zostawić znów po sobie jednej karteczki teraz musiała wszystko wytłumaczyć. Mimo rosnącego strachu w jej sercu usiadła na sporym przykrytym beżową narzutą łóżku z zamiarem zaczekania na blondyna. Bo była mu to wszystko winna. Nie czekała długo, po paru minutach usłyszała niemrawe zamykanie drzwi wejściowych i ciche prawie bez szelestnego jego kroki tuż przy drzwiach. Serce zabiło mocniej, ze strachu, lecz również z boleści jakie teraz przechodziło. I ujrzała jego bladą twarz pokrytą dwoma spływającymi łzami. Zapłakała i ona, bo teraz zdała sobie sprawę jak wiele bólu mu zadała, jak cholernie go zraniła a na prawdę nie chciała. Zauważył ją, otarł wierzchem dłoni swoje łzy i usiadł tak blisko niej na beżowej pościeli. 
             Nie spoglądał na nią, nie chciał, nie chciał kolejny raz swojego spojrzenia zatopić w jej czekoladowych tęczówkach, bo za bardzo je kochał. Obydwoje niemrawo spoglądali w stronę tej drugiej osoby chcąc nawiązać krótki kontakt lecz strach zbyt mocno nimi targał. Jednak ona musiała się odważyć, bo to na niej ciążyła presja tej wypowiedzi to ona zawiodła, zraniła kolejny raz lecz teraz już na dobre.

    - Przepraszam.  - wyszeptała pozwalając by kolejne łzy spłynęły po jej bladych policzkach.

    - Malin,, nie wiem dlaczego. Pozwolisz mi to zrozumieć.? - spojrzał pierwszy raz na nią spojrzeniem pełnym pytań. Tym cholernie zranionym spojrzeniem w którym odnalazła wyłącznie pustkę i przenikający ból. 

    - Nie wiesz wszystkiego, nie wiesz o Norwegi o moim całym życiu.

    - Kochasz go ciągle? Powiedz mi tylko.

    - Kocham Thomas. Lecz kocham też Ciebie, i wiem że zawiodłam, że cholernie Cie zraniłam.

    - Chcę Twojego szczęścia Malin. - tymi słowami kolejny raz zadał jej sercu cios, cios po którym nie mogła się pozbierać. Bo tak bardzo go zraniła, a on ciągle nie widzi tego, on ciągle myśli o niej.

    - Zawiodłam Cię, przepraszam. 

    - Jeśli nie jesteś ze mną szczęśliwa nie mogę Cie zatrzymać. - spojrzał przelotnie na jej ustawione walizki.

    - Thomas,,,

    - Obiecaj mi tylko, że nie wyrzucisz mnie z swego serca na dobre! - spojrzał kolejny raz w jej zapłakane oczy i delikatnie złapał jej dłoń.

    - Nie potrafiłabym tego zrobić. Zawsze w nim będziesz, nie zmiennie i na zawsze. - oparła głowę na jego ramieniu i ostatni raz poczuła jego zapach.

              Pocałował ją delikatnie w czoło, już wiedział że być może to koniec jego pięknej historii, lecz obiecał sobie że jeszcze zawalczy, zbyt mocno ją pokochał by się poddać. Natomiast ona zawahała się w swoich myślach, bo może i kochała go, może i nie oddała swego serca lecz on zawładnął nim całym. Jednak mimo wszystko Norweskie spojrzenie znaczyło dla niej wiele, znalazła się w sytuacji w której nie mogła sobie poradzić, lecz miała nadzieję że chociaż on, jej brązowooki Austryjak znajdzie kiedyś swoje szczęście.


"How can I forget you
Memories come and go
You’re all I've ever wanted
You’re all I've ever known"



_______________________________________________________
Bo to już pięć. i pierwszy raz jestem z tego w pełni zadowolona.
Dziękuję wam wszystkim za komentarze ;))
I teraz nie wiem kiedy pojawi się kolejny, bo czeka mnie praca z artykułami i jeszcze szkoła, ale gdy tylko coś napisze to od razu dodam ;))
przepraszam za wszystkie zaległości u was,, wszystko postaram sie szybko nadrobić ;))
pozdrawiam,
Metka ;))

sobota, 6 kwietnia 2013

Cztery: "Bo wszystko znów się zmienia."


"Powiedz, że mnie nie pragniesz,
Że to nie znaczy dla ciebie tyle, co wcześniej
I powiedz, że już mnie nie kochasz,
A odwrócę się i wyjdę za drzwi
I odejdziesz
I pozwolę ci odejść"



Tom.
    Święta zleciały w mgnieniu oka. Nie zdążył nawet w całości ich poczuć, bo tym razem było inaczej. Tym razem poczuł że komuś jeszcze na nim zależy, ktoś o nim myśli. Bo te święta spędzone u Bardala pozwoliły mu na kilka chwil zapomnieć o otaczających go problemach, od prawdy która każdego dnia coraz mocniej do niego trafiała. Kilka krótkich dni spędzonych w rodzinnej miejscowości przyjaciela, dały mu do zrozumienia że samotność nie jest czymś co lubi, bo pełen dom, wesoła atmosfera i rodzina która kocha też coś dla niego znaczą, rodzina której już prawie nie miał. Chwile które wszyscy spędzają w gronie najbliższych on od czterech lat spędzał samotnie. Nie potrafił odwiedzać Baerum które kochał, w którym się wychował ze spokojem. Rodzice ciągle wypominali mu stratę brunetki która była dla nich jak córka, którą wyraźnie cenili, a jemu wystarczało że on sam nie potrafił tego zrozumieć. Choć ostatnie wydarzenia sprawiły że powoli rozumiał, wiedział że to on popełnił błąd. I to tylko i wyłącznie na jego własne życzenia czekoladowo oka opuściła go.

        Czas mijał szybko, z miesięcy które dzieliły go od tego nieszczęsnego trzynastego, pozostało już zaledwie kilka dni. I właśnie te dni były jego najgorszymi. Wiedział że już za te dziewięćdziesiąt dwie godziny straci jakąś cząstkę swojego serca, jak nie całe serce. Bo kochał, tak cholernie kochał ciągle od tych nieszczęsnych lat. Nawet przez cztery lata samotności, lata bez znaku życia, była w jego sercu i skrycie wypełniała je całe. Był tchórzem  nie potrafił okazać tego co czuje w tedy kiedy ona najbardziej potrzebowała jego ciepła, jego miłości. I stracił, w tedy ją a teraz traci również serce. Okaleczone, po przejściach, ale wciąż kochające ją serce. Ten czas okazał się czasem w którym przyznał się do błędu, lecz było już za późno. Za cztery dni straci ją nie odwracalnie i już nigdy nie powie jej jak mocno ją kochał  że nadal kocha, nie potrafi bez niej żyć, że jego życie jest tak puste. I pogodził by się z tą myślą, niestety kremowa koperta nie pozwalała mu na to. Nie pozwalała zapomnieć, i żyć już na nowo.

    Wpatrzony w Bardala który przymierzał już któryś z kolei garnitur, zastanawiał się czy na pewno chce tam jechać. Czy chce zobaczyć jej uśmiechnięte malinowe usta i pełne szczęścia czekoladowe tęczówki. Bo ciągle nie był gotowy na tak mocny cios, mimo że był facetem i powinien być odporny w oczach innych,  on nie był. Coraz częściej ludzie w okół niego zauważali to co się z nim dzieję, bo powłoka którą zbudował w okół siebie po woli pękała i ukazywała resztki tego starego Toma, który teraz jednak cierpi, jednak ma uczucia. I często nie pojmowali, co robi ze swoim życiem, jak cholernie zatraca się w błędach i bólu który go pożerał. Przy nim pozostali jedynie ci prawdziwi przyjaciele, na czele których zawsze stał Bardal. Nawet teraz widząc że Tom kolejny raz odpowiada westchnieniem na jego pytania martwi się. Bo nie wie jakim sposobem może wyciągnąć z tego amoku swojego przyjaciela. Jak rozbić mur który każdego dnia w okół siebie budował, dodając do niego kolejne małe czerwone cegiełki które okazywały się być wspomnieniami. Chciał pomóc, starał się ale ciągle było to za mało, bo ciągle on zamykał się w sobie.

    Niestety nadszedł ten nieszczęsny trzynasty, ta sobota której nie chciał. I powoli zerwał się ze snu który również nie był łaskaw, który wymyślał nie miłe dla niego scenariusze, które miały spełnić się już tego popołudnia  Odkręcił gwałtownie kurek z zimną wodą i pozwolił by woda która spowodowała ciarki spływała delikatnie po jego wstrząśniętym ciele.Gdy orzeźwił się nie co przekręcił już ten drugi kurek by unormować strumień wody i pozwolić by jego ciało ponownie się rozgrzało.Potrzebował właśnie tego porządnego otrzeźwienia,bo ten dzień miła być dla niego niekończąco się długi. A on tego nie chciał. Wolałby teraz siedzieć przed telewizorem na wygodniej kanapie tam w Lillehammer, nie tu nie w Villach. Jednak chciał ten ostatni raz choć zobaczyć te czekoladowe tęczówki. Chciał ostatni raz zatęsknić.
 
Malin.
              Jednak ten trzynasty lipca dla niej był szczęśliwy, był spełnieniem marzeń jeszcze tej małej dziewczynki. Która ciągle marzyła o księciu na białym koniu który zabierze ją do swojego zamku. I właśnie to jedno z marzeń miało spełnić się dziś. Może nie był to książę  może nie miał zamku, lecz był to Thomas który doszczętnie ją pokochał, który pokazał jej miejsca w jej sercu których nigdy nikt nie odkrył, pokazał prawdziwą miłość. I była szczęśliwa, i chyba nawet pokochała, lecz nie zapomniała o Norwegu,który teraz gdzieś jest w tym Villach, którego za kilka chwil zobaczy. Ostatni raz spojrzała w dość spore lustro zawieszone w kaplicy. Podniosła długą białą suknie i wspięła się po schodach by znaleźć się u boku uśmiechniętego ojca. Głęboki oddech i wolnym krokiem w rytm Mandelsona przemierzała kaplicę, do czekającego na nią szczęśliwego Thomasa. Jednak wodziła wzrokiem na boki, szukając tego Norweskiego spojrzenia, tego błękitu który od niego biję. I znalazła, lecz błękit wyparował, nie było go, zamienił się w pustą szarość której nie poznawała której w cale nie znała. I właśnie w tedy poczuła coś czego nie mogła jeszcze pojąć, co doszczętnie niszczyło ja od środka. Nie chcąc szybko odwróciła wzrok i tym razem już nie pierwszym wymusiła swój uśmiech widząc szczęśliwego Thomasa.

    I nadszedł czas by powiedzieć to magiczne "tak",  lecz ona zawahała się, pierwszy raz w swoim życiu. Spojrzała na zdenerwowanego Thomasa, który oczekiwał by w końcu móc wziąć ją w ramiona i przytulić ale jako żonę  nie jako Malin. Jednak ona niepewna siebie zaniosła swój wzrok ponownie na tłum ludzi, by odszukać to Norweskie spojrzenie, to czego jej brakowało. Zauważyła w kącikach jego oczu dwie drobne łzy, łzy bezradności. I pokochała na nowo, tego bezradnego Toma, tego kochającego Norwega. Lecz znajdowała się w sytuacji gdzie napięcie wśród gości jak i na twarzy Thomasa rosło. Jednak ona nie mogła okłamywać swojego serca, nie mogła zniszczyć życia Thomasowi który zbyt mocno ją pokochał a ona nie mogła mu darować swojej miłości. Nie pokochała go nigdy tak mocno jak swojego Norwega.

    Nie odpowiedziała na kolejne wezwanie kapłana. Spojrzała jeszcze raz na Thomasa który kompletnie nie mógł zrozumieć całej sytuacji, który przestraszył się spływających łez po jej policzkach. Nie mogąc już kolejny raz okłamywać Thomasa a przede wszystkim własnego serca, w powietrzu zawiesiła ciche "przepraszam", w dłonie złapała białą suknie i wybiegła z ubranej w biel kaplicy. Kolejny raz wszystko miało się zmienić.


"Say you don't want me
That it's not like it was for you before
And say you don't love me
I'll turn around and walk right out the door
And let you go
Oh, i'll let you go"
~Jason Walker

_______________________________________________________________
Kolejna część, pewnie wielu z was nie spodziewało się takiej końcówki, jednak taki mam pomysł.
I ta historia nie będzie prosta,
BAAARDZO WAM DZIĘKUJĘ za wszystkie komentarze ;)))
Zapraszam do wygłaszania swojej opinii, o rozdziale i nowym nagłówku również ;))
pozdrawiam,
Metka ;))