poniedziałek, 27 maja 2013

Osiem: " Z kazdym dniem było trudniej"



Po prostu mnie zawołaj
Jeśli kiedykolwiek nasze drogi się spotkają
Chcę, byś pociągnęła mnie
Pod te ściemniające się nieba
Kogokolwiek teraz kochasz
Kogokolwiek całujesz
Tego, który jest między nami
Jestem gotów pominąć


           Nikt nigdy nie obiecywał jej że będzie prosto. Że przez ten długi czas jaki spędziła w Austrii zapomni już na dobre, ale jednak ona ciągle się łudziła. Żyła marzeniami o szczęśliwym życiu lecz podświadomie myśląc o nim, że to dla niego żyje i przez resztę swoich dni chce być z nim. Jednak skutecznie tą myśl wykorzeniała ze swojej głowy, zastępując ją coraz to bardziej zakochanym Thomasem. Jednak nigdy to nie pomogło. On w ostatnim czasie wydawał się godzić z rolą przyjaciela jaka mu przypadła, nie obwiniał jej za to. Dzwonił codziennie, był wspierał i pomagał, ale w jego głosie wciąż była ta odrobina nadziej której ona nie potrafiła zabić do końca. Może i nie chciała, była mu to winna, mimo wszystko chciała dać mu trochę szczęścia.
    Wiosenne dni w Lillehammer pomału zapełniały się słońcem a temperatura wahała się już w wyższych stopniach. Poczuła wreszcie że odżywa, że wraz ze słońcem wraca chęć życia ale również chęć do rozmowy. Bo musiała w końcu zdecydować się na rozmowę, na to tak długo wyczekiwane spotkanie, którego serce pragnęło z każdym dniem mocniej. Wraz z promieniami słońca jej odwaga rosła, lecz wciąż nie była wystarczająca.

Tom.

        Zniechęcony do życia starał się wraz z wiosną "rodzić się" od nowa. Postanowił wreszcie uporać się z przeszłością, a nadzieja na jej powrót już nie była taka silna jak dawniej, jak w zimie którą ona tak uwielbiała. Wciąż i nie przerwanie była w jego sercu i to było jedyną rzeczą której nie chciał zmieniać, której wręcz potrzebował. Lecz starał się kochać na odległość, godząc się ze swoim losem, z ciężarem jaki musiał dźwigać na swoich barkach każdego dnia. Uwierzył że być może to stało się po coś, a jego cierpienie nie jest wcale nie potrzebne. "Zawsze po burzy wychodzi słońce" i to właśnie tym jakże prostym  zdaniem w jego sercu Bardal znów wzbudził już lekko uśpioną nadzieję. Jednak był mu za to wdzięczny, bo ta nadzieja poderwała go do życia.
    Wybiegł z mieszkania najszybciej jak mógł, nie chciał już siedzieć sam,a krótka wiadomość od Andersa że czeka w kawiarni w centrum spadła mu jak z nieba. Nawet ucieszony ze spotkania z przyjacielem był już na miejscu po nie całych dziesięciu minutach. Brunet siedział wygodnie na jednej z kanap wyraźnie wciśniętych w najciemniejsze miejsce kawowego pomieszczenia. Jego dostrzeżenia zajęło mu kilka minut, jednak po chwili opad wygodnie na ciemny materiał na przeciw Bardala. Zastanawiało go co sprawiło ze Anders tak nagle chciał się spotkać. Podniósł wargi by zapytać lecz jego towarzysz uciszył go wyraźnym gestem, prosząc by nic nie mówił i szybko spojrzał na zegarek. Odliczył 15 sekund, a na dużym ściennym zegarze wybiła siedemnasta. Równo w tym momencie drzwi kawiarni otworzyły się. Początkowo nie interesowało go kto pojawił się w jej wnętrzu, lecz przeszywający wzrok przyjaciela aż nakazywał spojrzeć w tamtą stronę. I zamarł, bo zatopił się w pełnych malinowych ustach i tych ukochanych czekoladowych tęczówkach. Nie zauważył tajemniczego uśmiechu na ustach przyjaciela, zamarł w bezruchu wpatrując się w wyróżniająca się postać.Nie pasowała do pomieszczenia, jej wyraźnie pastelowe, jasne ubrania gryzły się z ciemnym kawowym wystrojem kawiarni. Ale ona wydawała się tego nie zauważać. Zajęła miejsce przy wybranym stoliku i pogrążyła się w lekturze którą pochwyciła z pułki, co chwila maczając tylko swoje usta, wciąż tak samo malinowe, w ulubionym Caffee Late.
    I czekał, czekał na jej ruch, bo tak bardzo chciał ją wciąż obserwować. Jednak Bardal mu to uniemożliwiał wciąż powtarzając że powinien coś zrobić, odważyć się na ten właściwy krok. I jego serce też krzyczało, bo ono już było tam przy niej, wygodnie usadowiło się obok. Tylko on bał się tego co może się stać, najbardziej bał się kolejnego odrzucenia. Długo pozostawał w bezruchu gdy serce prowadziło walkę z rozumem. Tym razem rozum był słaby, przegrał z jego miłością, a on sam zadziwiony swoją odwagą po chwili stał obok jej stolika, czując na sobie spojrzenie w końcu ucieszonego Andersa. Początkowo nie zauważyła go, ale gdy jego postać po chwili przysłoniła światło padające z małej lampki podniosła swoje cudowne spojrzenie wprost na niego. Jego serce podskoczyło z radości, równie mocno po chwili upadło na dół. Smutna wizja tego co może za chwilę się stać pogrążyła jego nadzieje. Lecz ona po chwili niepewności wymalowanej na jej twarzy, na jej dla niego idealnych ustach pojawił się zarys delikatnego nieśmiałego uśmiechu. Nadzieja powróciła jak bumerang a on z odwagą pozwolił zając sobie miejsce na przeciw niej.

_____________________________
PRZEPRASZAM!  Za zaległości u was, za zwlekanie z rozdziałem i za jego beznadziejność! . 
Po prostu ostatnio mam dużo na głowie,,
ale wszystko pomału nadrabiam! :))
Mam nadzieję ze jeszcze mnie nie opuściliście ;))
Z Dedykacją dla mojej Mysi ;* Bo kocham tak mocno ;* 
Czeka nas obie ciężki miesiąc ♥
to chyba tyle!
Pozdrawiam,
Metka.

ps, zapraszam na coś siatkarskiego ~Niewinni-Niedoskonali~

poniedziałek, 6 maja 2013

Siedem: "Otworzyć serce jest trudno."


"Zostań ze mną na zawsze
Albo możesz zostać przynajmniej na teraz
Bo kocham sposób, w jaki mnie budzisz
Na litość boską, czy moja miłość ci nie wystarczy?"


Tom.

    Wrócił do chłodnej Norwegi z sercem pełnym niepewności. Bo nie wiedział co teraz zrobić ze sobą, ze swoim życiem. Wizyta w Villach choć miała okazać się końcem jego egzystencji w związku już nie istniejącym, zrobiła coś całkiem odwrotnego w jego sercu. Dała mu nadzieje na coś nowego, na to że związek którego już dawno niema jeszcze może kiedyś powrócić, bo jego miłości nie wygasła. A ona,  jego ukochana brunetka chyba również coś czuła, lecz tego nie był pewien. Jedynym punktem zaczepienia jakim dysponował była jej ucieczka z przed ołtarza. Bo w tedy w jej czekoladowych tęczówkach odnalazł coś na wzór tęsknoty, tęsknoty za nim. Dawał sercu złudną nadzieję na to że może jeszcze gdzieś ją odnajdzie, że jeszcze przeprosi i będzie dobrze. Nie znalazł jej, kolejny raz zapadła się pod ziemie. Biegiem przeszukał całe Villach lecz na nic zdały się jego starania, po brunetce nie było śladu, a on kolejny raz stracił swoją szanse. Dzień później wrócił do Lillehammer i zaprzestał poszukiwań. Poddał się jak w tedy, te cztery lata temu. Jednak teraz sytuacja wydawała się być nieco inna, w tedy mógł szukać, lecz nie chciał, teraz zaś chciał szukać lecz nie mógł. "Ironia losu", pomyślał kolejnego samotnego wieczoru gdy wracał zmęczony po treningu. Nie rozumiał jak bardzo jeszcze los może z niego zakpić, z jego miłości która jest, której w końcu się nie wstydzi, lecz której teraz nie może pokazać światu.
    Zasypiał każdego wieczoru z myślą że może jest gdzieś blisko niego, gdzieś może na wyciągnięcie dłoni a on po prostu o tym  nie wie. I nie mylił się. Bo jego ukochana brunetka mieszkała tak niedaleko te niecałe cztery ulice od niego. Lecz jeszcze nie był to ten czas gdy mieli się spotkać na ulicy, gdy mieli spojrzeć sobie prosto w oczy i powiedzieć co leży im na sercu. Los zaplanował jego życie trochę inaczej niż on sam by pragnął i właśnie ta niemoc przytłaczała go najbardziej.Bo sam chciał decydować o swoim życiu, o tym kogo kocha i kiedy, lecz coś w rodzaju fatum co ciążyło nad jego życiem w żaden sposób nie ułatwiało mu tego. Starało się komplikować jego życie jeszcze bardziej. Myśli przybywało coraz więcej, a on każdego wieczora  nie mógł zasnąć coraz dłużej. Wszystko co działo się w okół niego skutecznie zabijało go od środka, a miłość która nieprzerwanie trwała w jego sercu wciąż potrzebowała brunetki której w żaden sposób nie mógł odnaleźć.

***
Malin.

    Kolejne tygodnie pozwalały przyzwyczaić się jej do panujących w jej życiu nowości. I nie był to łatwy okres, zważając na jego obecność tak blisko niej. Próbując swoje myśli skierować na inny tor podjęła prace której oddawała się w całości  być może nie była to wymarzona posada, bo mały stołeczek w redakcji gazety miejskiej nie był czymś w co celowała zawsze lecz dawał jej poczucie wartości. Praca pozwalała oderwać się jej od wszystkiego co przeszkadzało jej w życiu by po prostu zająć życiem innych. Jednak podniszczone serce wciąż dawało o sobie znać, o swojej nadziej że gdzieś pośród tych Norweskich uliczek ujrzy "swojego" blondyna. Serce marzyło, a rozum z każdym dniem kazał jak najmniej tym myślą zaprzątać jej głowę. Może i chciała chronić siebie samą przed kolejnym zranieniem, lecz nie mogła tak w nieskończoność. Zabijała resztki nadzieji i resztki swojego serca które powoli przestawało bić, które umierało z braku powietrza, z braku tej miłości, tej drugiej osoby. Mimo wszystko ona wciąż skutecznie je zabijała.
    Jednego z późnych popołudni musiała wyjść gdzieś z domu, jej serce potrzebowało trochę wolności od czterech pustych ścian. Zabrała je więc do małej przytulnej kawiarenki niedaleko jej mieszkania, w której ostatnio znalazła swoje miejsce, w której ewidentnie czuła się dobrze. Pierwszy raz od wielu dni znalazła swój kont, w którym myśli same odpływały od niej i na kilka chwil nie powracały. Po kilku minutach oczekiwania zanurzyła swoje pełne malinowe usta w gorącej Caffee Late którą tak uwielbiała pić. Ciepły płyn podrażnił lekko jej podniebienie pozostawiając po sobie lekko słodkawy smak. Kawa ukoiła trochę krzyczące jej serce a brunetka pogrążyła się oglądając sklepową wystawę znajdującą się tuż po drugiej stronie ulicy. Nie zauważyła że ktoś podszedł do niej, nie zauważyłaby gdyby delikatnie nie złapał jej za dłoń. Podniosła swój wzrok, a jej oczom ukazała się postać wysokiego brunetka którego tak dobrze znała. Ze strachem w oczach poklepała delikatnie miejsce obok siebie, które jej towarzyszyły zajął bez słowa. Po chwili ciszy i strachu zdecydowała się jeszcze raz spojrzeć na bruneta.
    - Witaj Malin. - brunet uśmiechnął się delikatnie, lecz bardzo nieśmiało. Nie wiedział jak zachować się w tej całej sytuacji, bo spotkanie tu brunetki wywarło na nim dużo dziwnych uczuć.
    - Cześć Anders. - odwzajemniła uśmiech lecz nie potrafiła zrobić to tak dobrze jak on. Więc na jej ustach zamiast śladu uśmiechu pojawił się grymas który w żadnym stopniu go nie przypomniał. Szybko zmieniła mimikę by ta nie wyrażała strachu jaki odczuwała poprzez jego spotkanie. Ale jak miała się czuć gdy spotyka najlepszego przyjaciela chłopaka którego kocha. Sama nie wiedział, po prostu w jej sercu zrodził się strach lecz jednak zapłonęła iskierka nadzieji, nadzieji że może i spotka też jego.
    - Jednak wróciłaś do Norwegi.- podnosi na nią swoje granatowe tęczówki bawiąc się kubkiem z napojem który kilka chwil wcześniej otrzymał od kelnera.
    - Wróciłam, bo jednak Austria to nie miejsce gdzie jest mój dom. A po ostatnich dniach tam ... - urwała w połowie zdania na samo wspomnienie o wydarzeniach które miały miejsce kilka tygodni wcześniej. Obserwując reakcje bruneta wiedziała ze zrozumiał o co jej chodzi. Bo też tam był, też wie co zrobiła, lecz nie wie jak źle się z tym czuje. I zapada miedzy nimi kolejna cisza. Każdy boi się ją przerwać, bo żadne nie wie co powiedzieć. Ukradkiem tylko obserwują siebie na wzajem. Brunetka ze strachem zastanawia się co będzie dalej, bo przecież Bardal powie mu że ona tu jest, że jego ukochana jest w Lillehammer i wciąż tak blisko niego. I właśnie tego się obawiała. Bo mimo że serca chciało tego spotkania, ona bała się.
    - Spotkasz się z nim? - przerywa ciszę Anders swoimi słowami jak ostrymi sztyletami.
    - Nie wiem Anders, dobrze wiesz jak było miedzy nami. 
    - On cierpi, on Cię nadal Kocha. - delikatnie łapię ją za dłoń tak by ona spojrzała w jego oczy.
    - Wiem Anders, myślisz że gdybym nie wiedziała byłabym tu teraz , z Tobą? - zapłakanymi czekoladowymi tęczówkami spogląda ostatni raz w granatowe oczy bruneta. Zadaje pytanie na które nie potrzebuje odpowiedzi. Płaci za swoją Caffee Late która dawno się skończyła i wychodzi z przytulnej kawiarenki ocierając spływające po policzkach łzy.

________________________
Więc przybywam z niebiańską siódemką.
Może się wam spodoba?
Oby bo wlałam w nią wszystko co dziś odczuwałam;)
Więc zostawiam do waszej oceny:)
Pozdrawiam,
Metka.

ps. zapraszam na nowe siatkarskie;) ~Niewinni-Niedoskonali~

środa, 1 maja 2013

Sześć: "Czasem decyzje które podejmujemy są trudne."


           [Ron Pope - Perfect for Me]


"Nawet po tak długim czasie, jeszcze nie znalazłem
na całym tym świecie, nic co może mnie tak poruszyć jak ty
To prawda, to coś tak wzniosłego, że nie ma jeszcze słów, by to opisać"



             - Muszę teraz odejść Thomas. - zdecydowała się spojrzeć w jego oczy, pierwszy i być może już ostatni raz.

    - Jeśli musisz. - swoim spojrzeniem przenikał każdą najmniejszą komórkę jej ciała, a jego słowa tak mocno ją raniły. Bo mimo wszystko wciąż ją kochał, mimo tego bólu który mu sprawiła. A ona nie potrafiła zrozumieć jego bezgranicznej miłości, jej zdaniem zbyt wiele bólu zadała jemu sercu, a on wciąż nie widział w niej żadnej winy. Jeszcze nie rozumiała że trwa w czymś podobnym, że mimo bólu który Tom jej zadał ona nadal bezgranicznie go kocha.

    - Thomas, tak będzie lepiej. - Podniosła się z kremowej pościeli ciągnąc za sobą długą białą suknie. Zamknęła ostatnią walizkę i podniosła się z zimnej marmurowej podłogi. Złapała za uchwyty brązowych walizek i opuściła jasne pomieszczenie, które teraz przytłoczyły ciemne chmury. Zostawiła go samego, nie chciała by towarzyszył jej w odejściu z jego domu, zbyt wiele by ją to kosztowało a już teraz za wszystko obwiniała siebie zbyt mocno. Opuściła jego mieszkanie zostawiając po sobie tylko białą długą suknie z kropelkami czarnego tuszu, z kroplami jej łez.
 
              Odeszła, bo tak będzie lepiej. Przynajmniej tak było lepiej w tym momencie, lecz nic nie sprzyjało jej decyzji. Nawet pogoda. Ciemne chmury pokryły Villach w całości, by po chwili spuścić z nich drobne kropelki deszczu. Jednak gdzieś w tym całym bałaganie który ją otaczał, który był jej  życiem, odnajdywała również czasem te dobre rzeczy. Bo właśnie ten deszcz w małym stopniu tuszował jej łzy, łzy które z każdym krokiem wypełniały jej policzki coraz mocniej. Bo nie wiedziała co teraz ma robić ze swoim życiem, którą ścieżką podążać dalej. Czasem decyzje które podejmujemy są trudne, rzadko zdarzają się te proste. Decyzja z goła wydawała się być już podjęta, lecz to była tylko jej część. Kolejną częścią była miłość, ta prawdziwa która znów kolejny raz dała o sobie znać. Bo wiedziała ze on pewnie jeszcze gdzieś tu jest, gdzieś w tym mieście, gdzieś w którymś hotelu. Po prostu jej serce wyrywało się do niego z myślą o smutnych, niegdyś błękitnych tęczówkach. Błękitnych z miłości, teraz pustych z braku tej miłości. I ten mały znak wystarczał jej by upewnić się że on ciągle kocha.
   
                 Jednak jej natura nie pozwoliła wygrać sercu, nie pozwoliła mu biec do niego tu i teraz jak pragnęło. Rozum kazał uciekać, i to on wygrał walkę z biednym sercem które było bezbronne. I uciekła, dziś tak daleko lecz mimo wszystko wciąż tak blisko niego. Bo jednak rozum nie potrafił zniszczyć serca, zniszczyć miłości.  Jej podróż trwała długo, najpierw podziwiała lasy, cudowne Alpy. Lecz później już tylko błękitne obłoki które znajdowały się tak blisko niej i tworzyły tak miły obraz dla jej oka. A serce zabiło mocniej gdy ujrzała Góry, lecz już nie Alpy, teraz już te piękne Góry Skandynawskie. Odetchnęła mocniej a do jej zmysłów dotarło zimne Skandynawskie powietrze. Dopiero w tym momencie zrozumiała jak bardzo jej brakowało tego wszystkiego co tu zostawiła. Tego zimnego powietrza drażniącego wciąż jej nozdrza  gęsiej skórki którą tworzyła panująca w koło mimo że letnia, wciąż troszkę zimowa pogoda, a nawet tego panującego tu humoru którego często nie rozumiała. Bo mimo wszystko była częścią tego Norweskiego kraju, kochała go, kochała Norwegię  Lecz to nie była jedyna rzecz którą kochała w tym Norweskim mieście. Bo był jeszcze on, był ten Norweg ze skandynawskim spojrzeniem, był Tom. I chyba własnie to kazało jej tu wrócić, ta ciągle nie wygasła miłość. Jednak nie była na tyle odważna by o nią zawalczyć, wystarczająco wiele już uczyniła i teraz wystarczało jej to że była tak blisko.

             ***

                Pozwolił jej odejść, lecz ciągle nie był gotowy na ten krok. Bo jeszcze nie wierzył w to co się stało. Ciągle myślał o tym ja o koszmarze który zniknie, lecz on nie znikł  rano, nie gdy się obudził. Biała suknia z plamami czarnego tuszu wciąż zajmowała miejsce w jego szafie i tylko ona przypomniała o szarej rzeczywistości. Ale on nie przyjął tego jako końca jego życia. Być może była to swego rodzaju jego osobista porażka lecz on wciąż chciał walczyć. Bo zbyt mocno ją kochał by tam po prostu dać jej odejść. Dał jej czas, czas by mogła to wszystko zrozumieć. Bo być może za szybko wszystko się stało, za szybko chcieli zmienić coś i być może nie przemyśleli tego. Jednak on nie poddał się.  Obiecał sobie że jeszcze zawalczy o nią, o jej miłość, bo ona jego miłość miała już dawno.


"Even after all this time, nothing else I ever find
In this whole wide world can shake me like you do
Its true that something so sublime that there aren't words yet to describe"

~Ron Pope

________________________________
I wracam z kolejnym rozdziałem.
Podoba się? 
Czy myślicie że ona dobrze robi? 
Czasem zastanawiam się czy zbyt nie komplikuję życia moim bohaterom.
Jednak to jest tak jak by teraz moje życie, z jednym małym elementem, 
tu mogę decydować jakie ono będzie.
Do kolejnego napisania.
Pozdrawiam,
Metka.