Po prostu mnie zawołaj
Jeśli kiedykolwiek nasze drogi się spotkają
Chcę, byś pociągnęła mnie
Pod te ściemniające się nieba
Kogokolwiek teraz kochasz
Kogokolwiek całujesz
Tego, który jest między nami
Jestem gotów pominąć
Nikt nigdy nie obiecywał jej że będzie prosto. Że przez ten długi czas jaki spędziła w Austrii zapomni już na dobre, ale jednak ona ciągle się łudziła. Żyła marzeniami o szczęśliwym życiu lecz podświadomie myśląc o nim, że to dla niego żyje i przez resztę swoich dni chce być z nim. Jednak skutecznie tą myśl wykorzeniała ze swojej głowy, zastępując ją coraz to bardziej zakochanym Thomasem. Jednak nigdy to nie pomogło. On w ostatnim czasie wydawał się godzić z rolą przyjaciela jaka mu przypadła, nie obwiniał jej za to. Dzwonił codziennie, był wspierał i pomagał, ale w jego głosie wciąż była ta odrobina nadziej której ona nie potrafiła zabić do końca. Może i nie chciała, była mu to winna, mimo wszystko chciała dać mu trochę szczęścia.
Wiosenne dni w Lillehammer pomału zapełniały się słońcem a temperatura wahała się już w wyższych stopniach. Poczuła wreszcie że odżywa, że wraz ze słońcem wraca chęć życia ale również chęć do rozmowy. Bo musiała w końcu zdecydować się na rozmowę, na to tak długo wyczekiwane spotkanie, którego serce pragnęło z każdym dniem mocniej. Wraz z promieniami słońca jej odwaga rosła, lecz wciąż nie była wystarczająca.
Tom.
Zniechęcony do życia starał się wraz z wiosną "rodzić się" od nowa. Postanowił wreszcie uporać się z przeszłością, a nadzieja na jej powrót już nie była taka silna jak dawniej, jak w zimie którą ona tak uwielbiała. Wciąż i nie przerwanie była w jego sercu i to było jedyną rzeczą której nie chciał zmieniać, której wręcz potrzebował. Lecz starał się kochać na odległość, godząc się ze swoim losem, z ciężarem jaki musiał dźwigać na swoich barkach każdego dnia. Uwierzył że być może to stało się po coś, a jego cierpienie nie jest wcale nie potrzebne. "Zawsze po burzy wychodzi słońce" i to właśnie tym jakże prostym zdaniem w jego sercu Bardal znów wzbudził już lekko uśpioną nadzieję. Jednak był mu za to wdzięczny, bo ta nadzieja poderwała go do życia.
Wybiegł z mieszkania najszybciej jak mógł, nie chciał już siedzieć sam,a krótka wiadomość od Andersa że czeka w kawiarni w centrum spadła mu jak z nieba. Nawet ucieszony ze spotkania z przyjacielem był już na miejscu po nie całych dziesięciu minutach. Brunet siedział wygodnie na jednej z kanap wyraźnie wciśniętych w najciemniejsze miejsce kawowego pomieszczenia. Jego dostrzeżenia zajęło mu kilka minut, jednak po chwili opad wygodnie na ciemny materiał na przeciw Bardala. Zastanawiało go co sprawiło ze Anders tak nagle chciał się spotkać. Podniósł wargi by zapytać lecz jego towarzysz uciszył go wyraźnym gestem, prosząc by nic nie mówił i szybko spojrzał na zegarek. Odliczył 15 sekund, a na dużym ściennym zegarze wybiła siedemnasta. Równo w tym momencie drzwi kawiarni otworzyły się. Początkowo nie interesowało go kto pojawił się w jej wnętrzu, lecz przeszywający wzrok przyjaciela aż nakazywał spojrzeć w tamtą stronę. I zamarł, bo zatopił się w pełnych malinowych ustach i tych ukochanych czekoladowych tęczówkach. Nie zauważył tajemniczego uśmiechu na ustach przyjaciela, zamarł w bezruchu wpatrując się w wyróżniająca się postać.Nie pasowała do pomieszczenia, jej wyraźnie pastelowe, jasne ubrania gryzły się z ciemnym kawowym wystrojem kawiarni. Ale ona wydawała się tego nie zauważać. Zajęła miejsce przy wybranym stoliku i pogrążyła się w lekturze którą pochwyciła z pułki, co chwila maczając tylko swoje usta, wciąż tak samo malinowe, w ulubionym Caffee Late.
I czekał, czekał na jej ruch, bo tak bardzo chciał ją wciąż obserwować. Jednak Bardal mu to uniemożliwiał wciąż powtarzając że powinien coś zrobić, odważyć się na ten właściwy krok. I jego serce też krzyczało, bo ono już było tam przy niej, wygodnie usadowiło się obok. Tylko on bał się tego co może się stać, najbardziej bał się kolejnego odrzucenia. Długo pozostawał w bezruchu gdy serce prowadziło walkę z rozumem. Tym razem rozum był słaby, przegrał z jego miłością, a on sam zadziwiony swoją odwagą po chwili stał obok jej stolika, czując na sobie spojrzenie w końcu ucieszonego Andersa. Początkowo nie zauważyła go, ale gdy jego postać po chwili przysłoniła światło padające z małej lampki podniosła swoje cudowne spojrzenie wprost na niego. Jego serce podskoczyło z radości, równie mocno po chwili upadło na dół. Smutna wizja tego co może za chwilę się stać pogrążyła jego nadzieje. Lecz ona po chwili niepewności wymalowanej na jej twarzy, na jej dla niego idealnych ustach pojawił się zarys delikatnego nieśmiałego uśmiechu. Nadzieja powróciła jak bumerang a on z odwagą pozwolił zając sobie miejsce na przeciw niej.
_____________________________
PRZEPRASZAM! Za zaległości u was, za zwlekanie z rozdziałem i za jego beznadziejność! .
Po prostu ostatnio mam dużo na głowie,,
ale wszystko pomału nadrabiam! :))
Mam nadzieję ze jeszcze mnie nie opuściliście ;))
Mam nadzieję ze jeszcze mnie nie opuściliście ;))
Z Dedykacją dla mojej Mysi ;* Bo kocham tak mocno ;*
Czeka nas obie ciężki miesiąc ♥
to chyba tyle!
Pozdrawiam,
Metka.
ps, zapraszam na coś siatkarskiego ~Niewinni-Niedoskonali~